środa, 8 czerwca 2011

Come back:)

Przez niecały miesiac nie miałam dostepu do interentu. Przez ten czas zdążylam wrocic w rodzinne strony (przynajmniej na okrez wakacji) i przekonac sie ze ta wizyta nie oznacza wcale obżerania się babcinymi przysmakami:) W tych realiach stare marzenia odżyły, przypomnialam sobie wszytskie cudowne chwile kiedy walczylam o swoje marzenia, stanelam tez w otoczeniu starych znajomych co dało mi kolejne powody by nie przestawac walczy o swoj wyglad i zdrowie. Owszem, od czasu do czesu skusze sie na kawe, ciastko czy lody. Jendak zjadam je w normalnych ilosciach a nie latam do sklepu po 5 kolejnyc paczek, jak robilam to w czasie jedzeniowych napadow. Zapisalam sie rowniez na fitness, mam nadzieje ze to pomoze mi wrocic do formy. Dalej potrzebuje wsparcia i motywacji. Wszystko jest takie kruche i niepewne, jednak wiem, ze ciezką pracą mozna wszystko, dlatego nie zamierzam się poddawać. Trzymam kciuki za wszystkie z nas! :)

czwartek, 12 maja 2011

DZIEN 62

Jest lepiej. Wracam do mojego codziennego rytmu opierającego się na zdrowym żywieniu. Ciągle mam ochotę iść po coś słodkiego, ale naszczęście nie tak jak dawniej. Niestety nie mogę się zmobilizować do ćwiczeń..Czuje się słabo i nic mi się nie chce. Miejmy nadzieje, ze to minie..

Przed pracą: jajko na miękko, liść sałaty, szklanka soku z pomarańczy
Śniadanie: miska owsianki z bananem i jabłkiem.
Obiad: miska zupy jarzynowej
Deser: kawa
Kolacja: mleko z płatkami owsianymi, bananem i cynamonem.

środa, 11 maja 2011

DZIEN 61

Dzis po raz pierwszy od jakiegos czasu nawet się trzymam. Od świat miałam hustawke- dzien samych slodyczy/dzien prób powrotu do diety. Niewiem jak mam porzucic ten nałóg. Samej jest strasznie cięzko. Chciałabym by w chwilach słabosci, ktoś powstrzymał mnie przed pojsciem do sklepu po 2kg opakowanie lodow, przysunął mi lustro zebym zobaczyła swoje pofałdowane uda, potrząsnął mną zebym zdała sobie sprawę jak szkodze swojemu zdrowiu, figurze i zasobom finansowym.. Staram się, ale gdy siedze przed komputerem z tabliczką czekolady czuje się szczesliwa. Czuje jakbym niemiała problemów ani zmartwień.. W kazdym razie dzis czuje sie jak 'na głodzie'. Chodze w kólko mysląc o rozpływających się w ustach batonikach..Z drugiej strony popijam 3 szklanke wody próbując odnalesc w sobie tą samą siłę którą miałam gdy zaczynałam diete.. Co sie ze mną stało? Pamietam jak zachwalałam cere, samopoczucie, brak problemów ze zdrowiem gdy zgubiłam chociazby 2 kilogramy.. A teraz? Jedząc same slodycze przez 3 dni z rzedu chodzę niewyspana, nie moge sie skupić,boli mnie brzuch, mam problemy z trawieniem.. A co najgorsze -znów cofnełam się o 2 dziurki w zapinaniu paska u spodni :(((((

Czuje sie jak narkoman, ktory mimo uszczerbku na zdrowiu chce zdobyc 'towar' za wszelką cenę. Ja wole walczyc o marzenia, nie o tabliczke czekolady.. tylko niewiem ile jeszcze wytrzymam :(

Przed pracą: jajko na miękko, liść sałaty, szklanka soku pomarańczowego.
Śniadanie: miska owsianki, jabłko
Obiad: brokuły, kalafior, liść sałaty, 4 nuggetsy
Deser: jabłko, kawa

sobota, 30 kwietnia 2011

DZIEŃ 50

Zrobiłam sobie świąteczną przewę od bloga i niestety od 'diety'. Wstydliwie przyznaje, że niezle sobie pofolgowałam przez ostatni tydzień. Wszystko zaczeło się od Wielkanocnego śniadania kiedy to oprócz jajek skusiłam się na sałatkę z majonezem, kiełbasę i oczywiście ciasto. To ostatnie pociągnęło za sobą istną lawinę słodyczy, która zakończyła się (mam nadzieje) tu i teraz-po tygodniu bomb kalorycznych. Szczerze mówiąc myślalam ,ze regularne, zdrowe duże posiłki jakie stosowałam od miesiąca pozwolą mi zwalczyć efekt jojo... Niestety moje objadanie się to chyba nie tylko kwestia głodu, ale także problemów.. Zauważyłam że odkładam obowiązki i trudne sprawy, sięgając po resztki ze swiatecznych przysmaków. Czas ucieka, a ja nie robie nic, poza niszczeniem tego co osiągałam przez ostatni miesiąc diety. Naprawde chce się zmienić. To, ze nie jem teraz 2 paczki lodów, tylko pisze na blogu, świadczy o tym, ze podświadomie dalej walczę. Muszę poprostu wrócic do gry. Poczuć ten power ,ktory czułam na początku. Radość ze zdrowego odzywiania, z ćwiczeń, a przede wszytskim kiedy spoglądałam w lustro i widziałam efekty...
Biore się wiec do pracy...no dobra, może nie zamierzam dziś stawić czoła wszystkim moim zaległym sprawom , ale spacer, sprzątanie i zdrowe zakupy to całkiem niezły początek ;)
Trzymajcie kciuki!

czwartek, 21 kwietnia 2011

DZIEN 41

Wczoraj wieczór (po zjedzeniu 1 loda) mialam wewnetrzna walkę miedzy
"isc do sklepu po cała 2 litrową paczkę lodów i zjeśc ją przed ulubionym serialem" a "słodycze nie moge rządzić moim życiem. idź najedz się tym co masz w lodówce, tylko nie sięgaj po słodkie".
Szczescie w nieszczesciu- wygrało to drugie... 2 parówki i warzywa zrobiły swoje. Rano obudziłam się z ulgą, ze jednak nie poszłam po nic słodkiego. Najgorsze, ze to nie jest poprostu smak na coś, tylko uczucie "muszę to mieć teraz, jużi to w duzych ilościach ,inaczej zwariuje". Ciesze się ,ze poki co napad minął. Dziś jestem znów nastawiona na zdrowe posiłki i - odpukać- nie mysle o zadnym deserze :)

Śniadanie: 1 kromka chrupkiego pieczywa z serkiem ,ogórkiem i pomidorem+ jajecznica +kawa
II Śniadanie: kawa mrożona z cynamonem.

środa, 20 kwietnia 2011

DZIEN 40

Śniadanie: poł kromki chleba razowego z białym serkiem, jajkiem na twardo, ogórkiem ,pomidorem i świeza cebulką + kawa
II Śniadanie: pomarańcz i jabłko

Wrócilam z pracy i lece do parku na opalanie z dobrą ksiązką, zeby sie czasem na nic wiecej nie skusić z domowych przysmaków ;)

Obiad: nalesniki z jogurtem naturalnym, pomaranczem, posypane kakao, cynamonem i rodzynkami.
Deser: lód magnum
Kolacja: chrupkie pieczywo z parówkami i warzywami

wtorek, 19 kwietnia 2011

DZIEN 39

Ostatni wieczór i dzisiejszy dzien to jakis koszmar. Moj wilczy apetyt jest nie do opanowania. Nie chodzi nawet o to czy jestem glodna, czy nie. Nie myślę racjonalnie i nawet jak mi niedobrze, dalej w siebie wpycham wszytsko co mam pod ręką... A co sie za tym wsyztskim kryje? Oczywiscie nadchodzący okres. Szczerze mowiac nigdy nie przywiązywałam wagi do wzmozonego apetytu przed 'tymi' dniami, bo takie ilosci jedzenia połykałam na codzien- wiec nie widziałam róznicy... Teraz jest inaczej i niestety moje odkrycie nie tylko zdążyło popsuć mi diete ale i humor:/
Wpałaszowałam chyba tone warzyw (przynajmniej zdrowo), 2 jabłka, jogurt, 3 kanapki chleba razowego z parówkami i odrobiną sosu, 4 nuggetsy, i nieszczęsną paczkę lodów z rodzynkami i płatkami.
Gdyby nie ostatnia pozycja mogłabym to jakoś przeżyc, ale tak to nie dość ze jestem totalnie zasłodzona to mój brzuch wygląda jak balon. TRUDNO. Nie ma co plakac nad rozlanym mlekiem (a raczej wlanym w siebie...). Ruszam biegać i spalić wszytsko po kolei (wlacznie z moim glodem nie do opanowania!).
A co najgorsze... dalej mam ochote na lody! NIE NIE NIE NIE NIE NIE...

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

DZIEN 38

Słońce,energia i zapał do pracy! :)

Przed pracą: kawa
Śniadanie: pół kromki chleba razowego z serem białym, sałatą , pomidorem i świeza cebulką + kawa
II Śniadanie: mały jogurt naturalny z kawałkami jabłka, rodzynkami i cynamonem
Obiad: filet z ryby w jajku, 2 nuggetsy, gotowane warzywa.

Niestety zblizają mi się "te" dni, co obiawia się zwiekszonym apetytem. Zawsze po 'zdrowym' posiłku czulam sie dostatecznie syta na pare godzin. Teraz krece sie po domu, mam ochote na słodkie... Bede musiała jakoś to przetrwać..

niedziela, 17 kwietnia 2011

DZIEN 37



Śniadanie: jajko na miekko, ćwiartka chleba razowego, sałata, pomidor,kawa
Obiad: pół kromki chleba razowego, biały ser, parówka, sałata, pomidor, szklanka mleka
Deser: 3 bułki z rodzynkami, jogurt naturalny, kawałek cytrynowej tarty, kilka nachosów z sosem (taak, niestety skusiłam się na te wszystkie pyszności na uniwersyteckim,popołudniowym poczęstunku)

Po powyższym jadłospisie (deserze)  umieram. Czuję się tak jakbym zjadła conajmniej słoik nutelli. Wiem, ze przez ostatni miesiac przyzwyczajałam żoładek do mniejszych porcji i odrzucałam słodkości, wiec teraz musze się zmierzyc ze skutkami mojego skoku w bok. Z chęcią bym poćwiczyła, ale uh...........

***

Ok, po godzinnym leżeniu do góry tyłkiem przed kolejnym nudnym serialem ,stwierdziłam, ze nie chce dalej tak przepierzać życia... Mam wolne a czuje się strasznie bo od tygodnia nie tknęłam listy z zaległymi rzeczami do zrobienia.. Czy taką osobą chciałam być? Nie. Zawsze wyobrażałam sobie siebie jako pewną siebie kobietę pochłoniętą pracą którą kocham, ciągle stawiającą sobie wysokie cele i poświecająca każda minutę starając się spełniać swoje marzenia. No i na co czekam? Rok temu miałam dobry start w karierze, cięzką pracą osiagnełam duzo jak na tamte warunki i na swoj wiek. Od tej pory przeprowadziłam się z dala od bliskich, postawiłam na wykształcenie, znalazłam dorywczą prace dzieki której przez ostatnie miesiące mam MNÓSTWO czasu na rozwój swoich umiejętności. Ale niestety patrząc w stecz w 90% poswieciłam go na seriale, spanie, obijanie się, łazenie po głupich stronach.. Żyłam przeszłością. Myslałam, ze jezeli juz tyle osiagnełam mogę sobie troche odpuscić, poleniuchować... Jasne, tylko ze to "trochę" okazało się 9 miesiącami... A ja stoje w miejscu. Jeszcze tochę a będe musiała odbudowywać wszystkie osiągniecia od nowa. Co się ze mną dzieje? Na co czekam?!
Dochodząc do tych wniosków zerwałam się z łóżka i obiegłam park, myśląc o tym,że nie muszę już dalej żyć marzeniami. Mogę je poprostu wprowadzić w życie. Wystarczy tylko działać. Tak jak z tym bieganiem - mogłabym dalej siedzieć i rozmyślać ile kalorii dziś zeżarłam, ale czy nie lepiej je porpostu spalić? Zmiana moich nawyków żywieniowych daję mi wiarę w siebie i w to, ze jednak wszytsko jest możliwe. Nie musze być całe życie gruba i niepewna siebie. Tak samo nie muszę być leniem z wyrzutami sumienia, który przepuszcza najlepsze lata życia przez palce...
CIĘŻKA PRACA + WYTRWAŁOŚĆ = SPEŁNIENIE MARZEŃ

sobota, 16 kwietnia 2011

DZIEN 36


Sniadanie: podpieczona kanapka z chleba razowego, mozzarelli i swiezej cebuli + sałata, pomidor + szklanka mleka

II Sniadanie: połówka jabłka
Praca, zakupy i pranie za mną ! Teraz tylko park, słońce i ruch :))

***

Obiad: zupa jarzynowa
Deser: połówka jabłka + pomarańcza, z jogurtem waniliowym,cynamonem i kilkoma rodzynkami
Kolacja: kanapka z chleba razowego, sera bialego, sałaty, pomidora +kakao

piątek, 15 kwietnia 2011

DZIEN 35

Mimo okropnej pogody, nastroj dopisuje :) Jestem z siebie dumna, bo wiem, ze robie duzy krok naprzod. Został mi jeszcze miesiąc na zatwierdzenie swoich nawykow i sposobu w jaki chce się odzywiać do końca zycia. Potem czeka mnie duży sprawdzian jedzeniowy- czyli pobyt u moich rodziców i dziadków..

Śniadanie: kanapka z jajkiem, sałatą, pomidorem, kawa.
Obiad: kotlet drobiowy, sałata +pomidor +swieza cebula + jogurt naturalny z ziołami, herbata
Deser:  jogurt naturalny z łyżką jogurtu owocowego i wkrojoną połową jabłka

***
Własnie wróciłam do domu po spacerze i grze w tenisa. Szkoda, ze zapowiada mi sie smetny wieczór w domu bo energia aż mnie rozpiera :)

Po treningu: szklanka mleka
Wieczor: kakao

czwartek, 14 kwietnia 2011

DZIEN 34

Skreślając kolejny dzień "bez słodyczy" doszłam do optymistycznego wniosku, ze w tym tygodniu nie zapowiadają sie zadne odwiedziny/uroczystosci przy stole/ spotkania z przyjaciółmi przy 'ciachu'. Niestety ucieszylam się chyba na zapas bo gdy tylko weszlam do kuchni zobaczylam wielką tace czekoladek ktorą w ramach poczęstunku dla wpolokatorow zostawiła moja przyjaciółka... Ze mną jest tak, ze jak nie widzę słodyczy jest dobrze- ale jak przede mną lezy tort, czekolada, lody- moge zjeśc wszytsko i jeszcze wylizac talerz do czysta... Wiem, ze to straszne. Dawniej jeszcze umiałam się jakos powstrzymać ale przez ostatnie miesiace to jakaś masakra. Moze dlatego, ze wlasnie wyeliminowałam (a raczej staram sie) slodkosci z mojej diety- sama z siebie nie kupuje juz zadnych przekąsek i deserow- co dawniej bylo codziennoscią. Dlatego teraz jestem tak wyczulona. Póki co 1:0 dla mnie. Czekoladek nie tknęłam. Ale boje sie ze się złamię. To dla mnie prawdziwy test, ktory pokaze mi czy dam rade oswoic sie ze slodyczami zarazem ich nie jedząc. Brzmi glupio, ale kto nie jest od czegoś uzalezniony nie zrozumie z czym walczę. Puściłam sobie serial o ludziach którzy ciezką pracą nad sobą i dietą walcza ze swoimi slabosciami, a gdy widze efekt koncowy wierze, ze mi tez sie uda. Wiem, ze moja pokusa to nie kwestia jednego wieczoru- czekoladki nie znikną w godzinę, a ja bedę musiała pokazać sobie, ze jestem ponad to. Nie chce spieprzyc tego co osiągnęłam.... Szczegolnie , ze od rana idzie mi całkiem niezle:
Sniadanie: parówka, ćwiartka kromki chleba razowego, sałata, pomidor , zioła, kawa
Obiad: miska zupy jarzynowej (kostka rosolowa z kurczaka, warzywa, przyprawy)
Deser: jabłko, kawa
Trzymajcie kcuki, zeby do tej listy nie doszłedł pózniej "talerz czekoladek":((((

***

NIE DAŁAM SIĘ! Wiem, ze uzaleznienie od słodyczy to nie żaden kaprys, to zlozony problem ktory ma podłoze w psychice. Juz dawno zrobiłam bilans plusow i minusow jedzenia slodyczy (10 minusów i 2 plusy !) ale dzis zaczelam sie zastanawiac dlaczego je jem i w jakich sytuacjach. Smak czekolady sprawia ze staje sie szczesliwa, ale po 5 sekundach sie nienawidze. Jadłam kiedy dosiegał mnie stres ("nie mam czasu myslec o figurze. mam tyle problemow wiec musze sie czyms pocieszyc"), gdy patrzylam w lustro ("i tak jestem gruba i brzydka, kolejna czekolada tylko poprawi mi humor"), a potem juz poszło z górki- jadłam bo się uzalezniłam.. Kazde posiedzenie przed telewizorem zapisałam w pamieci jako moment z batonikiem w ręku, smak czekolady uwarunkowałam ze szczesciem, z ucieczką od rzeczywistości, z najlepszymi momentami dnia.. W momencie gdy jadłam nie myslalam o tym, co robie swojemu organizmowi, jak bede sie czuc po zjedzeniu wszystkich zapasów, jak nie bede mogla zasnąć przez wyrzuty sumienia i wmawianie sobie "zacznę od jutra dietę". Wiem, ze zauważenie problemu nie jest jego rozwiązaniem. Czeka mnie walka. Wiem ,ze moze nadejsc moment gdy przyjadę do rodziców, poczuje smak domowego ciasta, a po chwili cały placek skończy w moim brzuchu. Tylko dlaczego slodycze mają rzadzić moim zyciem???? Jeszcze rano wiedziałam, ze jak zobacze słodycze odrazu się na nie skuszę, ale po przemysleniu problemu i pojawieniu się pokusy pod moim nosem stwierdziłam, ze musze nauczyc sie traktowac slodkosci jak zwykle jedzenie.. Jak chleb, warzywa, mięso- na które się przecież nie rzucam, które mogą przede mną przelezec cały dzien a ja sięgne po nie dopiero jak naprawde zgłodnieje. Musze wyzbyć sie przekonania ze cukier uratuje mi zycie, poprawi humor, sprawi ze wszystko bedzie piekniejsze... Dla dodania otuchy i sił poszłam biegać. Bez problemu, (czyli czestej u mnie kolki i zadyszki) przebiegłam cała trase do parku, w której zazwyczaj musiałam robić 2 przerwy. Czuje sie zrowa i pewna siebie. Wracając wstąpiłam do kuchni po wodę. Stanełam przed talerzem czekoladek i tylko usmiechnęłam się w duchu tryumfująco ;)

środa, 13 kwietnia 2011

DZIEN 33


Koniec z zaliczeniami! :D Przynjamniej do maja!  Niestety jak juz mam wolne, nie moge nawet wyjsc poczytac ksiazki bo od rana szaro, buro, zimno... Wiec siedze w domu, ogladam inspirujące strony i portale, czasem zwlekając się z łózka zeby zrobic serie ćwiczeń :)
Śniadanie: owsianka
Obiad: połówka tortilli z wczoraj w jajku i mozzarelli
Deser: pół jabłka + kawałek arbuza
- kawa -
Kolacja: kakao

wtorek, 12 kwietnia 2011

DZIEN 32

Dziś zrobiłam sobie wolne od uczelni i w końcu mogłam odespać ostatnie 2 tygodnie :) Jutro oddaje ostatnie zaliczenie i mam 'świeta' ! Niestety pobudki do pracy zostają niezmienione ale jakos dam rade. W koncu dzieki diecie i pogodzie mam mnostwo energii. Po porannym sniadaniu (parówka, ćwiartka kromki chleba razowego, pomidor, kawa) zrobiłam sobie półtoragodzinny maraton ćwiczeń przy moim ukochanym serialu . Potem zakupy przy których naszła mnie ochota na porządny obiad, czyli tortilla nadziana warzywami, kawałkami piersi kurczaka, mozzarella oraz sosem jogurtowo ziołowym (mniam!!!). Zjadłam półtora kawałka wiec jeszcze pół zostało mi na jutro :)
Żeby spalic te pysznosci wyszłam na spacer do parku i półgodzinną gre w tenisa. Potem owocowy deser (kawałek arbuza + pół jabłka) . Mam nadzieje ze na dzis to tyle :)

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

DZIEN 31

Sniadanie: pół kromki chleba razowego + serek biały + warzywa + zioła + kawa
Obiad: filet z ryby + jajko sadzone + warzywa +herbata
Deser: kawałek arbuza, kawa


Miesiąc na diecie. Z jednej strony to mało, ale z drugiej juz nawet nie pamietam swoich poczatków z Dukanem. Co najważniejsze, nie poddałam się:) A efekty juz są widoczne. Nie jedna osoba zauważyła spadek mojej wagi, a ja sama oprocz swietnego samopoczucia zyskałam lepsza samoocene i szanse na zaakceptowanie mojego ciała. Przez te 31 dni nie tknełam białego pieczywa (zjadłam w sumie 2,5 kromki razowego), makaronu, ryżu, pizzy, wszelkiego rodzaju sosów i slodkich napojow. Moje wpadki to 2x alkohol i skuszenie sie na poczestunek slodyczami (ciasta/lody) u znajomych. Oczywiscie to nie koniec mojej diety. Jak juz nie raz pisałam, licze sie z tym ze po pierwsze jest ona dozywotnia, a po drugie tak naprawde to żadna dieta tylko zmiana nawyków zywieniowych. Mam nadzieje, ze kolejny miesiac przyniesie efekty a ja naucze sie w koncu żyć bez słodyczy...

niedziela, 10 kwietnia 2011

DZIEN 30

No i wczoraj była uczta na całego. Pofolgowałam sobie, jedząc ogromne ilosci lodow z platkami polanych czekoladą :// Ale jak tylko ich sprobowalam, nie moglam się powstrzymać. Na szczescie (w nieszczesciu) czipsy,pizza i ciasta zostaly nie tkniete:) Kolejna dobrą strona tego wsyztskiego jest to, ze to byl moj jedyny 'zawalony' dzien w tygodniu, a nie jak do tej pory dwa. Moze z czasem wyeliminuje porazke całkowicie.
A poki co zrobilam sobie poranna sesje ćwiczen i zjadlam kawalek soczystego arbuza, probujac jakos stanac na nogi. Dzis obudziłam sie zmeczona (chociaz spalam 8h), z bolem glowy (wypilam tylko pol kieliszka szampana), wydetym brzuchem i strasznym posmakiem w ustach. Nie oszukujmy sie to nie od alkoholu i imprezy, ale przede wszystkich od tego jaką przejazdzke zaserwowałam wczoraj mojemu zołądkowi. Dopiero teraz moge dostrzec jak zdrowe jedzenie pozytywnie wplywa na moj stan kazdego dnia. Na codzien nie zauwazam, ze od kad jestem na diecie i cwicze o wiele lepiej mi sie wstaje, nie czuje zmeczenia, nie boli mnie kregoslup, moja skora jest strasznie gladka i przede wszystkim mam dobre samopoczucie.


***

Obiad: Jajko sadzone, kawałek kurczaka, surówka, sałata, pomidor.
Deser: Kawa, kawałek arbuza.

sobota, 9 kwietnia 2011

DZIEN 29

Sniadanie : jabłko i pomarancza
Obiad: jajecznica z warzywami + 2 nuggetsy

Dobrze, ze ten tydzień poszedł mi całkiem niezle, bo wlasnie zostalam zaproszona na wieczorne swietowanie urodzin "przy kawie". (czyli jak znam zycie i solenizantke- przy masie ciast i lodów). Postaram się trzymać ale wiem, ze nie jestem jeszcze na tyle silna by odmowic sobie wszystkiego. Zreszta jak wczesniej pisalam- raz na tydzien moge pozwolic sobie na 'male' wykroczenie ;)

piątek, 8 kwietnia 2011

DZIEN 28

Dziś od rana chodzą za mną platki do mleka.. Nie takie robione, domowe z otrebów, ale takie prawdziwe z suszonymi owocami. Niestety wiem ze jeżeli nawet nie beda zawierac duzo tluszczu to okaża się bombą weglowodanów... No trudno, mysle, ze jak skoncze moje lodowkowe zapasy moze skuszę się na paczke jakis najzdrowszych w ramach śniadań, W koncu dostarcza mi sporo energii no i bede miała caly dzień żeby je spalić. Wiem, ze obawa o zjedzenie zwyklych platkow owsianych brzmi dziwnie, poprostu zaczełam wychodzic z zalozenia, ze moglabym zjesc wielkie sniadanie zlozone z innych produkotow dostarczajacych mi tyle samo kalorii co garstka muesli. A to już roznica.
A wracając do dzisiejszego dnia:

Śniadanie: ćwiartka kromki chleba razowego + tuńczyk +warzywa +kawa
Obiad: Sałatka z kurczaka, sałaty, pomidora, jogurtu naturalnego i ziół

A teraz zabieram kocyk, jabłko i dobrą ksiązkę i smigam na spacer do parku :)

DZIEN 27

Chyba powoli zdrowe odzywianie, ktore do tej pory traktowałam jako diete, staje się moją codziennością. Jest mi dobrze. Czuje , ze jak od czasu do czasu 'zgrzesze', nic sie nie stanie. Mój organizm tez radzi sobie niezle. Nic mnie nie boli, duzo się ruszam, dobrze śpię. Oczywiscie, ze gdzies tam podswiadomie boję się porażki, ale przekonałam się, ze metoda maleńkich kroczków moze zdziałać cuda (w przeciwieństwie do 'diety cud' ;))
Tak jak wpsominałam dziś był zakupowy dzień. Oczywiscie nie znalazłam tego czego szukałam (letnie sukienki, tuniki) ale i tak jestem zadowolona ze zdobyczy. Wiosenny płaszczyk, balerinki, bluzka i ozdoby napewno pomogą mi poczuć się bardziej kobieco :)

Śniadanie: parówka + ćwiartka kromki chleba razowego+ warzywa
Obiad: jajecznica ze szpinakiem i warzywami
Deser: Jabłko
Kolacja: ćwiartka kromki chleba razowego z tuńczykiem + pomidor + sałata + niesłodzone kakao

środa, 6 kwietnia 2011

DZIEN 26

Przed pracą : kawa
Po pracy, sniadanie : ćwiartka kromki chleba razowego z serkiem białym, kawalkiem tuńczyka i warzywami +herbata
Obiad: kawałek fileta z ryby + 3 nuggetsy z kurczaka + kalafior ze szpinakiem i warzywami + herbata
Deser: jogurt waniliowy (w koncu sie na niego skusiłam;) + herbatnik w czasie wypadu do parku
Kolacja: ćwiartka kromki chleba razowego z tuńczykiem, pomidorem i sałatą + mleko (kolację udało mi się dziś zjeść przed 19 i postanowiłam , ze jedzenie do tej godziny bedzie moim kolejnym celem jaki wprowadze. Oczywiscie jezeli bede glodna pozniej to czasami na cos sie skuszę. W tym calym odchudzaniu odkryłam, ze bardzo ważna jest rola psychiki. Jezeli czegos sobie odmowie, to i tak bedzie to za mną chodzić aż w koncu rzucę się na zakazany owoc i zjem niesamowitą ilość :/ )

Obecnie probuje sie skupic nad jakakolwiek pracą, ale 20 stopni za oknem jest bardzo rozpraszajace :) Mysle, ze bede musiała wytrzymac jeszcze 3 godzinki i wyskocze na obowiazkowy wieczorny spacer. Za to jutro wybieram sie (w koncu) na wielkie zakupy :)) Od pol roku nie kupilam kompletnie nic nowego z ubrań, bo wychodzilam z zalozenia, ze "kupie jak schudne". Poza tym była zima, chodziłam w starych, zniszczonych rzeczach, myslac ze jeszcze troche (gdy schudne...gdy zarobie..) i bede ubierac sie w to co chce. Mysle,ze nadeszla chwila na odswiezenie mojej szafy, bo jak nie teraz to kiedy? Przeznaczylam pewna sume, za ktora jutro chce zaszalec ;) Koniec z myslem o przyszłosci. Zawsze wyobrazam sobie siebie ładnie ubrana, pewnie idaca przez ulicę, ale na tym się konczyło. Doszłam do wniosku, ze jesli czegos chce musze sie o to starać teraz, nie tylko w mojej glowie ale przede wszytskim w zyciu.

wtorek, 5 kwietnia 2011

DZIEN 25

Dziś kolejny pochmurny dzień.. Duzo zaległosci, a ja siedzę i nie moge oderwac się od seriali i przegladania stron internetowych. Najchetniej poszłabym spać. Na szczescie z jedzeniem dalej radze sobie niezle. Mam duzo motywacji i energii do działania, a to najwazniejsze :)

Przed uczelnią: kawa (w takie szare dni, to jedyny sposob na poprawienie mi humoru z samego rana ;))
Sniadanie: ćwiartka chleba razowego, serek biały, połowa jajka na twardo, sałata, świeza cebulka, herbata.
Obiad: kawalek fileta z ryby, sórówka, zioła, herbata

***

Przed chwilą wórcilam ze sklepu. Stety-niestety odkryłam wieeeelką promocję jogurtow owocowych. Cena bylam taka, ze az żal nie wziąc! Oczywiscie po zbadaniu daty i zawartosci, skusiłam sie na waniliowy oraz z owocow lesnych, ktore zawierały jak najmniej tłuszczu. Węglowodanow wszytskie miały prawie tyle samo (niestety nie mało, ale jakoś to przezyje). Ciesze się , ze rozsadek wygrał i a ) wziełam 2 a nie 10 naraz, b) nie tknełam (moich ulubionych...) kakaowych z kawalkami bialej czekolady... Poki co stoja bezpiecznie w lodówce, niewiem ile tam wytrzymają, ale zamierzam jesc je raz dziennie z przerwą 1-2 dni.

***

Dodatkowo udało mi sie zaliczyc jeszcze 2 spacery + mała rozgrzewke w parku :) Teraz wrociłam padnieta. Mysle ze przedemną szklanka mleka i głeboki sen :)

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

DZIEN 24

Poczatek tygodnia- po raz kolejny,,, Czas tak szybko leci, szkoda, ze z wagą nie jest podobnie ;) Zostało mi półtora miesiąca do wyjazdu do rodziny oraz 2,5 miesiąca do wyjścia na plaze w stroju kąpielowym.. Póki co moje plany czestszego wychodzenia na zewnątrz legły w gruzach z powodu deszczu.. Oczywiscie cwicze codziennie 30 min w domu, ale chiałabym spalac wiecej kalorii. Szczegolnie ,ze nie mam obecnie pewnej diety. Poporstu jem kiedy chce pod warunkiem, ze zdrowo + stram sie powoli rzucać złe nawyki. Ciesze się, bo zdałam sobie sprawe , ze to wybor i inwestycja na całe zycie a nie jak do tej pory na pare miesiecy po ktorych miałam byc piekna, szczupła i szczesliwa. Jednak wiadomo jak to się zawsze kończyło.. Słodycze to wciaz moj wrog nr jeden, nie zamierzam nic sama kupować bo wiem, ze wsunełabym to w 5 sekund, ale z drugiej strony jestem swiadoma, ze gdybym poszła w odwiedziny odrazu rzuciłabym sie na ciasta. Ale spokojnie, małymi kroczkami.. mam nadzieje,ze za rok zdrowsza i szczuplejsza, będe sie smiała z tych wpisów i obecnych 'problemow'. A wracajac do jedzenia, to dziś:

* przed pracą: kawa, jabłko
* sniadanie: kawa, serek biały, warzywa, zioła, pół kromki chleba razowego (to mój pierwszy chleb od niecałego miesiąca. Miałam juz dosc zakalcowatych dukanowskich bułeczek,no i nie wyrabiałam się juz z kupowaniem jajek wiec zaryzykowałam. Jestem w miejscu gdzie naprawde ciezko zdobyc prawdziwy, zdrowy, ciemny chleb. Teraz doceniam te wsyztskie pyszne polskie wypieki.. Niestety piekarnia tu daleko, a obok mam supermarket gdzie najbogatszy w dobre skladniki odzywcze, ciemny razowy jest oczywiscie jedyny i najdrozszy. Ale co tam! Inwestuje w siebie. No i co najwazniejsze po polowce kromki czułam się pełna)
*obiad: szpinak z kawałekiem fileta z ryby, surówka, łyzka jogurtu naturalnego, plasterek mozzarelli, zioła, herbata.
*deser: jabłko

DZIEN 23

Uhhh mam nadzieje ze wczorajsze, całonocne nieschodzenie z parkietu da jakies efekty ;)
Wytanczylam sie chyba za wczystkie czasy! W koncu przez prace i zajecia malo gdzie ostatnio wychodziłam. O dziwo dziś rano (...12.oo) nie było zle. Dalej miałam energie i ochote na ruch wiec zmienienie nawykow zywieniowych chyba cos jednak pomaga. Wykorzystalam tez brak apetytu i przez cały dzien zjadłam tylko : jajecznice z warzywami i kawą oraz 2 lub 3 jabłka. Odkryłam ze im wiecej jem owocow tym mam mniejsza ochote na słodkie. Jesli to ma pomoc to wole jesc kilo jablek niz kilo czekolady ;) Wg zapiskow doszlam tez do wniosku, ze odkad jestem na diecie (niestety) rzucam sie na cos slodkiego 2 x w tygodniu. To i tak lepiej niz dotychczas (codziennie), ale malymi kroczkami chce porzucic ten nawyk. Mysle ze w nadchodzacym tyg. pozwole sobie na 1 deser w tygodniu, tak by z czasem kompletnie ale za to skutecznie wyeliminowac slodycze. Podobno po 20 dniach bez cukru jest o wiele lepiej. Ale jak z moimi napadami wytrzymac 20 dni..

sobota, 2 kwietnia 2011

DZIEN 22

Poczatek dnia naprawde dobry-wszystko szło po mojej mysli, praca, pranie, sprzatanie, zakupy a co najwazniejsze zdrowe sniadanie i obiad. Potem niestety było gorzej- przy nauce zacelam sie nudzic, wiec zaczełam szukac czegos slodkiego (o zgrozo, ZNOWU!) . Po wczorajszym nie tknełam zadnej mieszanki ale musialam zrobic sobie omlet z jablkiem i slodzikiem, popijajac go ogromnym kubkiem kakao. Mimo moich zachcianek w osttanim czasie, duzo cwicze. Tak jak zamierzalam codziennie robie serie cwiczen na kregosłup i uda. Pozatym w tygodniu staram sie biegac pare razy. Dzis dla odmiany ide potanczyc ;)

DZIEN 21

Znowu atak słodyczy- radziłam sobie jak mogłabym byle by nie sięgnac po nic 'zakazanego'. Oczywiscie skutki byly takie ze od mieszanki- mleko w proszku, zoltko,mleko, kakao i słodzik- bolal mnie brzuch i bylo mi nie dobrze. Powtarzalam sobie "nigdy wiecej", ale niestety wiem co bedzie przy nastepnej słabosci.. Oprocz tego warzywa + jajka + serki + mieso + owoce i tak w kółko... Wieczorem poszłam pobiegac ale to zaowocowało tylko ponownym uczuciem mdłosci po dukanowej 'nutelli...

czwartek, 31 marca 2011

DZIEN 20

Disiejsza noc na szczescie lepsza :) Gardło dalej wygląda nie za dobrze ,ale za to juz tak bardzo nie boli. Kregosłup przechodzi. Nie czuje też już zgagi i kwasnego posmaku. Nie wiem czy to zasługa ogromnej ilosci warzyw, wprowadzenia owoców czy też ćwiczen ale czuje sie swiezo i mam duzo enegrii :))
Dziś przed pracą - jabłko.
Po pracy pózne sniadanie- bułeczka dukana, serek bialy + warzywa + kawa zbożowa.
Obiad- kalafior w białkach z ziołami + sałatka z warzyw i jogurtu + biała herbata.
Deser- jabłko x2

środa, 30 marca 2011

DZIEN 19 (całej diety)

Samopoczucie dalej nie najlepsze. Infekcja gardla nie daje mi spac, a bole kregoslupa i zmeczenie utrudniaja mi prace w dzień.
Sniadanie : buleczka dukana , szynka, sałata, pomidor, ogórek, cebulka, kawa.
Obiad: kalafior, 3 nugettsy z kurczaka, sałata z jogurtem.
+ 2 jabłka.
Brakowało mi owoców. Wiem, ze mialam je wprowadzic- 1 porcja na dzien, ale to one ratowały dzis moje wysuszone gardło w czasie pracy i na uczelni. Moze moja zmodyfikowana dieta nie da juz takich efektow ale dobrze mi z nią. Wiem, ze teraz w razie checi na słodkie pozwole sobie na owoc nie na czekoladę, a to chyba lepsze niz nic ;) No i obowiazkowo bieganie 2-3 dni w tygodniu jak tylko wroce do formy.

***

Już po kolacji ( resztka porannej bułeczki dukana z szynką i warzywami). Byłam dziś na spacerze, co dało mi sporo energi. Stwierdziłam,ze czas zadbac o siebie w kazdym aspekcie, dlatego jezeli chce miec piekna figure na czerwiec nie mam co rozkladac rąk i czekać - musze działać. Postanowilam ze obowiazkowo codziennie cwiczenia na kregosłup (zajmuja 10-15 min, a pomagaja odrazu-szczegolnie w moim obecnym stanie) + cwiczenia na uda i posladki (moj najwiekszy problem) co drugi dzień. Nigdy nie mialam duzej motywacji do cwiczen) czasem potrafilam cwiczyc 2h obiecujac sobie ze tak codziennie ,a na drugi dzien juz mi sie nie chciało. Dlatego zaczynam malymi kroczkami ale za to systematycznie.

wtorek, 29 marca 2011

FAZA II - DZIEN 13 - (W)

Dzień 13 fazy drugiej i chyba niestety pechowy!. Licząc z pierwszym etapem na dukanie jestem niecały miesiąc. Poza pierwszymi dniami na nic nie narzekałam. Niestety dziś obudziłam się z bólem gardła, kwaśnym posmakiem i szarym osadem w jamie ustnej. Obawiam się,ze dopadło mnie zakwaszenie :/// Sama niewiem co robic. Nie chce przerywac diety, jednak powaznie zastanawiam się nad jej modyfikacją. Boję sięze infekcja moze sie rozwinąc a obecnie jestem w miejscu gdzie nie mam dostepu do lekarza, wiec nie chce ryzykować. Po przespaniu całego dnia (naszczęscie dzis wolne od pracy + odpuscilam sobi uniwersytet), ból i zmeczenie nie ustepuje, ale postaram sie zaraz zwlec do sklepu po spory zapas warzyw. Zastanawiam sie czy nie mogłabym tez wprowadzic małej ilosci owoców. W koncu musze sie czyms odkwasić, wiec co pozostaje mi do jedzenia? Jestem zła ze musze przerwac diete, ale z drugiej strony moze uformuję ją w sposob bezpieczny i zdrowy dla mojego organizmu. Pociesza mnie tez fakt ze jest o niebo lepiej niż było przed Dukanem. Nie mowie juz o zmianach fizycznych , ale o tym, ze zrozumiałam jak wazna jest przemyslana dieta. Pamietam dni, gdy potrafilam zjesc biale pieczywo z dzemem, potem drozdzowke, pizze na obiad i ciastka na podwieczorek. Teraz wiem, ze jakkolwiek zmienie diete Dukana nie oznacza to przerwania mojej walki.

Postanowiłam zwiększyc ilosc warzyw w stosunku do samych protein. Mysle ze pozwole sobie na jeden owoc dziennie, przynajmniej przez okres 'odkwaszania'. Nie zamierzam wracac do pizzy, bialego pieczywa i makaronu. Dalej chce spozywac duzo białka ale z umiarem. Do tej pory ciagle tylko mowilam ze powinnam ograniczyc zółtka i kawę- teraz pora wprowadzic to w zycie.

poniedziałek, 28 marca 2011

FAZA II - DZIEN 12 - (W)

Dziś znów powrot do szarej (dosłownie) rzeczywistości. Po raz kolejny na pierwszy posiłek pogłam sobie pozwolic dopiero o 15. Nie lubie tego, bo potem ciągle jestem glodna i probuje 'nadrobic zaległosci' rannego głodu. No ale nic, zrobiłam sobie dziś rybke na patelni w jajecznej panierce, polaną jogurtem ze swieza cebulką i pomidorami. Pycha!
Potem w koncu zebralam sie zeby chwilke pocwiczyć. Teraz jem resztkę serka wiejskiego z pomidorem i probuje wszystkimi siłami skupic sie na nauce, ale jak widzicie w ostetecznosci wyladowałam na blogu ;) Chyba na dzis wszystko sobie odpuszczę i albo pójde biegac, albo poloze sie spać (niestety chyba bardziej prawdopodobne).

niedziela, 27 marca 2011

FAZA II - DZIEŃ 11 (W)

RANEK:
Pózna pobudka. Pózne sniadanie.. Dziś warzywa wracają do gry, wiec przyrzadziłam moje ukochane bułeczki z mikrofali z białym serkiem, swieza cebulką i pomidorami. Plus kawa (która jest moim kolejnym nawykiem i którą ostatnio ze względu na serce i celulit staram się ograniczyć).
Nie mam pomysłu na obiad. Ostatnio same piersi z kurczaka przeplatane z filetami z ryby. Nie jestem dobra w przyrządzaniu zup , pozatym tęsknie za makaronem i ryżem. Muszę porządnie rozglądnąc sie za jakąs łatwą i smaczną alternatywą.

POPOŁUDNIE/WIECZÓR:
Obiad-nalesnik na słono, z szynką i warzywami. Potem niestety swietowanie urodzin wspolokatorki = małe grzeszki. Ale nie bylo zle, wiem ze dieta to dieta. Niestety daleko mi do osoby ktora potrafi pol roku wytrwac bez slodyczy a tym bardziej rzucic je z dnia na dzien. Odkąd jestem na dukanie i tak jest o wiele lepiej, dawniej moim zwyczajem byla paczka ciastek lub jakis batonik dziennie.. nie mowiac o czekoladzie. Teraz od miesiaca, nie liczac kawowego likieru alkoholowego nie tknelam nic ze sklepowych slodyczy. Jak juz- to mus kawowy lub kakaowy z 'dukanowskich' produktow. Daze do tego by uwolnic sie od slodkiego uzaleznienia. Ale wszytsko małymi kroczkami. Ciesze się ,ze w tej diecie w razie napadu glodu mogę czyms wybrnac- w najgorszym razie sprobuje zapchac sie serkiem i jajkami lub zrobic dukanowa nutelle. To o wiele lepsze rozwiazanie niz dotychczasowy napad na sklep o 1 w nocy i zjadanie 2 pizzy, a potem płacz i przerywanie diety. Tej diety obiecuje nie spieprzyc tak jak to zrobilam ze swoim ciałem. Musi sie udac! :)

FAZA II - DZIEN 10 - (P)


RANEK/WIECZÓR
Zawsze po pierwszej fazie jakiegokolwiek odchudzania opadał  u mnie zapał, siegałam po ciastko, potem po dwa i tak nabawiałam się efektu jojo. Niestety ten ciezki okres nadszedł i teraz :( Ale tym razem mam zamiar rozegrac to zupełnie inaczej. Jestem na Dukanie- nie mam zamiaru zepsuć mojej miesiecznej walki napadem na sklep ze slodyczami. Owszem wczoraj bylo ciezko- kolejny weekend=kolejna okazja do przekąsek i alkoholu. Skusilam sie na kieliszek likieru kawowego do ktorego mam straszną słabośc, ale puszczam to w niepamięc i walczę dalej. Niestety ciągły apetyt mi w tym nie pomaga, jednak obiecałam sobie chociazby niewiem co, sięgac jedynie po proteiny, nie produkty zakazane. Tak wiec od rana zapycham się jajecznicą, jajkiem na miekko, szynką, serkami, rybą i herbatą. Nie jest źle, wiem ze jem duzo, jednak ciągle czuje ,ze jestem w grze. Wiem, ze stosując zwykle odchudzanie siedzialabym teraz nad 5 batoniekiem i wypłakiwała wyrzuty sumienia. To, ze dalej sie trzymam i mimo małych grzeszków nie porzucam diety bardzo podnosi mnie na duchu.. Do wakacji 3 miesiące, tluszczyk zwisa dalej jednak po niecałym miesiacu diety białkowej, codziennego masażu i biegania od czasu do czasu widzę znaczą poprawę. Cellulit się zmniejsza- dawniej widać go już było gołym okiem, teraz muszę "ścisnąc" kawałek skóry, żeby go zobaczyć. Pozatym chociaż jem duzo (w ostatnich dniach) przez co dalej mam spory brzuszek, to nie wyglada on na wielkie zwaly tluszczu jak dawniej. Skóra jest gladka, bardziej elastyczna. Nie odczuwam tez zadnych niepokojących objawów. W maju będę robić badania kontrolnę, wiec zobaczę jak dieta wpłyneła na mnie "od srodka". A poki co jem zdrowo i czekam ,az fala obzarstwa i głodu minie.

piątek, 25 marca 2011

FAZA II - DZIEŃ 9 - (P)

RANEK/WIECZÓR:
Nie za dobry dzień.. Zacznijmy od tego, że już od rana zgubiłam mój codzienny rytm -sniadanie-obiad-kolacja, który stał się moim nawykiem i pozwalał mi na ciągłe zaspokojenie głodu. Niestety praca + zalatwianie miliona spraw na miescie sprawiło ,że o 15 wrocilam do domu wyczerpała i co gorsze wygłodniała. Zachowując jednak zdrowy rozsądek przyrządziłam parę paluszków rybnych w mozzarelli (to jedyne co znalazlam w lodówce..). Koszmar zaczął się godzine pózniej, kiedy to wciaz głodna wziełam sie do robienia deseru (mleko w proszku, zwykle mleko, kakao, zółtko, słodzik). Masę wciągnełam odrazu , dlatego po 5 min wróciłam po dokładkę.. Niestety dalej mi było mało, wiec żeby skonczyc ze słodkosciami zrobilam sobie tacke paluszków rybnych żeby się 'zapchac"... I tak o to siedzę z wydętym brzuchem, zbyt leniwa i najedzona żeby zwlec sie chociażby na spacer. Wiem, ze moglo być gorzej, przynajmniej jadłam produkty dozwolone- a nie sklepowe batoniki, ale i tak mam wyrzuty sumienia.. Deser powinien być deserem- powinnam znać umiar, zjeśc parę łyżeczek, resztę zostawić na jutro, ale nie potrafię..

FAZA II - DZIEN 7/8 - (P)


RANEK/WIECZOR:
Śniadanie - jajecznica na mleku z cebulką + kawa
Obiad - pierś z kurczaka
Podwieczorek- chipsy z szynki w ziołach
Kolacja - serek wiejski + mleko

wtorek, 22 marca 2011

FAZA II - DZIEŃ 6 (P)

RANEK/POPOŁUDNIE
Dziś od rana dom-uczelnia-dom-uczelnia i tak razy 3! Przynajmniej pogoda piękna, wiec aż chce sie wychodzić :) No i myśl , ze kazdy taki spacerek to samo zdrowie i co wazniejsze-gubienie kalorii ! W miedzy czasie parę kaw i szybkie przekaszanie plasterków szynki. Na porządny posiłek znalazlam czas o 17, kiedy to na spokojnie przygotowałam tradycyjnie filety z ryby. Na deser naszła mnie ochota (jak zwykle) na cos zakazanego, naszczescie skonczyło się na przegryzieniu paru płatków owsianych, które zrobiłam w zeszłym tygodniu. Obecnie powinnam siedzieć nad zaległa pracą ale (aż sama siebie nie poznaję!) chyba skuszę się na kolejny spokojny, wieczorny spacer :)

poniedziałek, 21 marca 2011

FAZA II - DZIEŃ 5 - (W)


RANEK / POPOŁUDNIE:
Ostatni dzień z warzywkami. Od jutra pięć dni samych proteinek. Nakupiłam juz spory zapas serow i szynek w ramach sniadań poniewaz ostatnio chyba jadam za duzo jajek. Czasem potrafilam zjesc pare w ciagu dnia, a wiadomo ile Dukan zalecal ich tygodniowo (mowa o żoltkach).. Wszytsko przez to, ze ciagle barkuje mi chleba/ciast, wiec staram sie robic te wszytskie zamienniki- buleczki, omlety, desery (akurat tu tylko zmarnowalam jajka), a do tego jajka w ramach 'dodatkow'- na miekko, na twardo, w sałatce itp. Szkoda ,bo naprawde lubie jajka i to , ze zawsze mozna je spozyc na rozne sposoby- miesa, sery i ryby straszie szybko sie nudza..
Wracajac do dzisiejszego dnia- przed pracą kawa, w przerwie miedzy zajęciami kawa, po przyjsciu do domu kawalek kurczaka z marchewka i kalafiorem. Obecnie- spacer :)

WIECZÓR:
Jogurt i pokrojony ogórek. Szklanka mleka.
Warzywka, do zobaczenia w niedzielę!

niedziela, 20 marca 2011

FAZA II - DZIEN 4 - (W)

RANEK :
Udaje ,że wczorajszego wieczoru nie bylo (co jest trudne, bo nie żyję.. ). Wiem, ze jezeli bede w kolko powtarzac sobie, ze zwalilam, probowac 'uratowac' to dzisiejsza glodowka (glupota), albo wyliczac ile kalorii spozylam, predzej czy pozniej stwierdze,ze nic nie ma sensu i polece do sklepu po słodki zapasik.. Dlatego wstałam (ledwo), ale za to gotowa do dalszej walki i z kawą na dobry poczatek dnia! Niepokoi mnie jedynie to, ze ciagle nie umiem panowac nad silna wolą .Przeciez nie bede mogla omijac imprez lub spotkan do konca zycia :(

POPOŁUDNIE / WIECZÓR:
Jakos dozyłam konca tego dnia.. Za mną resztki z tygodnia czyli odgrzana ryba z warzywami. Potem sałatka z tunczyka, ogorka, pomidora i mozarelli. Uf.. juz prawie nie pamietam, ze wczoraj nazarłam sie jak swinia. Nigdy wiecej!

sobota, 19 marca 2011

FAZA II- DZIEN 3 - (W)


RANEK:
Zauwazylam ze odkąd przeszłam na II faze (dni z warzywami) chce mi się o wiele wiecej jesc. Niewiem czy jest to spowodowane tym, ze dieta powoli staje sie rutyną czy tez wprowadzeniem nowych składników. Dziś na sniadanie ukochana juz bułeczka z mikrofali z serem i warzywami. Obiecalam sobie ze bede ją jadła max.co drugi dzien, ale spowodu wielu jajek na zbyciu zrobilam ja po raz kolejny. Polowa jeszcze czeka na drugie sniadanie lub kolacje, ale przy moim wspomnianym wyzej apetycie niewiem czy doczeka sie wieczoru ;)

POPOŁUDNIE:
Obiad- opanierowane kawalki kurczaka z warzywami.

WIECZOR:
Totalna porazka... Jedna katastrofa pociagala za sobą resztę - po pierwsze zostalam zaproszona na nocne spotkanie z przyjaciolkami. Wyjscie lub wspolne ploty zdarzaja nam sie naprawde rzadko, ale akurat musialo trafic na moj II etap fazy... Stwierdzilam wiec, ze wezme ze soba przekaski zrobione z dozwolonych produktow ale... zgadnijcie co? Tak, oczywiscie wyladowały w koszu. No to po wszystkim.. Najpierw trzymałam sie dzielnie- kawka,woda,kawka,woda... która z czasem zamieniła się na kawka+rum. A po alkoholu zgrzeszyc juz nie trudno- ciasteczko, paluszki i galaretka, a na dokładke wyrzuty sumienia.

piątek, 18 marca 2011

FAZA II - DZIEN 2 - (W)

* RANEK:
Postanowilam zapomniec o moich kulinarnych niewypalach i zaczac na nowo od czegos łatwego- no i proszę, wlasnie delektuje sie buleczka z mikrofali- ktora w koncu przypomina to czym jest a do tego niezle smakuje ;) Do tego pomidor, cebulka , serek i 'wiosenne' sniadanie gotowe :)

* POPOŁUDNIE/ WIECZÓR

Obiad- paluszki rybne z serem i warzywami, a nastepnie kolejna deserowa klapa, ktora w ostatecznosci wyladowała w koszu. Odbilam sobie za to przy kolacji- sałatką jogurtową z ogorkiem, pomidorem i cebulką.

I najwiekszy plus całego dnia- po zimie w koncu ruszyłam mój wielki tyłek i poszłam biegać ! :))

czwartek, 17 marca 2011

FAZA II - DZIEN 1 - (W)

 
* RANEKFaza II rozpoczeta. Moj tryb to 5/5. Dziwnie znów zaczac jesc warzywa. W sumie to tylko 5 dni a juz sie przestawiłam.. Na śniadanie dziś :
- mozarella, łyżka jogurtu naturalnego, cebulka, ogórek i pomidor.
Dziś piekna pogoda, pewnie wieczorem urzadze sobie jakis spacer. Poki co zabieram sie za przegladanie przepisów zeby urozmaicic jakos moją diete. Mam nadzieje znalesc cos ladtwego i pysznego (a w szczegolnosci na deser ;) )

* POPOŁUDNIE /WIECZÓR
Deser owszem był ale chyba nie ma sie czym chwalic ;) Dzis przezyłam totalną kucharską katastrofę! Herbatniki dukanowe moze i miały prawidlowy smak- ale konsystencje i formę juz napewno nie.. I chociaż w połaczeniu z kawowym musem przez pierwsze chwile smakowało całkiem niezle (nie powiem jak wyglądało :/ ), to godzine pózniej zaowocowało bólem brzucha i posmakiem niedopieczonego ciasta. (Wbrew pozorom, dopieczone było). Nie wiem co zrobiłam źle, ale coś na pewno! No nic..mam nadzieje, że jeszcze troche zmarnowanych jajek i mleka a coś zacznie mi wychodzic ;) Szkoda tylko, że straciłam zapał do gotowania, który miałam do tej pory i który skłonił mnie dziś do ogroomych kulinarnych zakupów...
A wracając do smakołyków sprzed deseru- dziś na obiad :
- filet z ryby, jajko sadzone, pomidor, ogórek, świeza cebulka, łyżka jogurtu nat.
Obecnie - ziólka + nadzieja, ze ochydny smak żółtek i słodzika minie niebawem...eh!


* W = Dzień z proteinami i warzywami.
* P = Dzień z samymi proteinami.

środa, 16 marca 2011

FAZA I - DZIEN 5

* RANEK:
Koniec fazy pierwszej zbliza sie wielkimi krokami. Przyznam się , że na początku miałam wątpliwości co do tej diety- teraz czuję się naprawde super. Wiem, że nie ma co wychwalac dnia przed zachodem, ale naprawde myślalam, że źłe samopoczucie, bóle i pokusy bardziej dadzą mi się we znaki. Zaraz zabieram się do ponownego przestudiowania wszystkich informacji dotyczących II etapu- tak dla upewnienia :)
A dziś na (pózne) sniadanko:
- jajko na miękko, jogurt z cebulą, kawa.

* POPOŁUDNIE / WIECZÓR
Obiad :
-filet z ryby w panierce z mąki i jajka z odrobiną otrębów, łyżką jogurtu, cebulką i mozarellą.
Kolacja:
-kawałek sera i mleko

wtorek, 15 marca 2011

FAZA I - DZIEN 4


* RANEK/ POPOŁUDNIE
Dziś dzien ani dobry, ani zły.. smętnie, szaro, buro.. Najchętniej wskoczyłabym pod kołdrę i przespała tydzień.. A tu niestety jeszcze 4 dni pracy zanim sie porządnie wyśpię.. No nic! Póki co na diete nie narzekam, choc w pewnym stopniu pewnie jest ona odpowiedzialna za moje lenistwo i brak energii. Na sniadanie:
-jajecznica z 1 jajka, mleka i cebulki,
A na obiad:
-omlet z łososiem.
Jutro ostatni dzień I fazy. Szybko zleciało, chociaż cholernie tęsknie za warzywami, owocami i chlebem :( Moglabym jeszcze dodać do tej listy wszelkie słodkosci, ale o dziwo moje łakomstwo zostało chyba uspione ;)

* WIECZÓR
- Serek wiejski z jogurtem i cebulą.

poniedziałek, 14 marca 2011

FAZA I - DZIEN 3

* RANEK / POPOŁUDNIE
Dziś niestety jak w każdy poniedziałek, powrót do szarej rzeczywistości : studia-praca-studia-nadrabianie zaległości na następne dni. Niestety przez to wszystko nie wziełam z domu żadnej wody, wiec do 12 byłam jedynie na na szklance ziółek. Po przyjscu szybkie śniadanie:
- omlet (otręby, mleko, jajko i zioła) z łososiem + kawa.
Po czym ruszyłam na kolejny marton uczelniany. Chociaz przeklinałam to całą zime, teraz ciesze się ,że wszędzie chodzę na nogach (15 min od centrum). Czuje sie pełna sił no i taki spacer to zawsze zbawienie dla moich zastanych mięśni :)
Teraz juz na szczescie jestem po wszystkim i delektuje się póznym obiadem:
- 4 paluszki rybne + roztopiona mozzarella
Po drodze kupiłam sporo ryb- mysle nad pomysłem na fileta.. Reszta to rybki w puszkach. Tu niestety odczuwam brak chleba.. Przymierzam się do zrobienia bułeczek lub chleba Dukanowego, (do tej pory robilam tylk proste placuszki i omlety), ale póki co kolekcjonuje skladniki (co nie jest proste w niektorych przypadkach, bo nie mieszkam w Polsce ).

* WIECZÓR
Nie mogąc sięna niczym skupić poszłam podbijać kuchnię ;) Zrobiłam płatki z otrębów i jogurtu. Oczywiscie nie obyło sie bez wpadek (odrobine za duzo jogurtu, przez co strasznie przywarły do folii podczas pieczenia w piekarniku), ale przynajmniej teraz mam zapas na pare kolejnych dni. Na kolacje dziś :
- serek wiejski z dodatkiem jogurtucebulki.

niedziela, 13 marca 2011

FAZA I - DZIEN 2

*RANEK
Dziś niedziela -jedyny dzień w tygodniu, w którym nie musze wstawać o świcie :) Wstałam wiec pełna sił i gotowa do walki. Na śniadanie postanowiłam zrobić placuszek z jajka, jogurtu, otrebów i ziół. Wyszedł naprawde dobry, chociaz suchy- trudno, po moim pierwszym popisie kulinarnym bede sie uczyc na błedach ;) Do tego kawalek łososia i kawka.
Niestety problem ze smakiem i gardłem dalej sie utrzymuje. Mam nadzieje, że to przejsciowe i nie wystąpia inne objawy- czyli bóle brzucha i problemy z nerkami - ich obawiam się najbardziej. Żeby temu zapobiec pije mase wody, mam nadzieje że pomoże.
Chcialabym, żeby ta zmieniła cośw moim życiu, ale nie kosztem zdrowia. Nie podoba mi się też to odwlekanie z jedzeniem owoców- uwielbiam wszelkie cytrusy i już za nimi tesknie :( Póki co, nie odczuwam jednak potrzeby sięgniecia po coś słodkiego. Cieszy mnie to i dziwi zarazem, ponieważ jawnie moge przyznac , że byłam (jestem?) od nich uzależniona. Oby tak dalej!

* POPOŁUDNIE
Dziś na obiad panierowane kawałki kurczaka z mozzarella = pychota :D
Teraz tylko praca nad ksiazkowymi zaleglosciami i woda,woda,woda. Dawniej konczac obiad odrazu myslalam o deserze - a co gorsze, czesto siegalam po niego zaraz 'po'. Teraz nie wyobrazam sobie ze cos jeszcze moglabym w siebie zmiescic. Niewiem czy to zasługa produktów czy też hektolitrów płynów jakie w siebie wlewam (dawniej prawie nie piłam wody miedzy posiłkami) , w kazdym razie czuje sie super :)

* WIECZÓR
2x jogurt z otrebami. Jest dobrze, chociaż niestety miałam chwilowe zwątpienie gdy weszłam do kuchni wypełnionej pięknym zapachem czekoladowego ciasta mojej wspólokatorki. Naszczescie wyszłam z tego cało a raczej z jogurtem jako swoją przekaska :) Boje sie , że nie dam rady opanowac swojej ochoty na rozpływajace sie w ustach batoniki i czekolade :( Wiem, ze istnieje wiele dukanowych zamienników, ale każde wyjscie do sklepu moze byc dla mnie wyzwaniem...

sobota, 12 marca 2011

FAZA I - DZIEŃ 1

* RANEK
Poki co jest dobrze :) Przed pracą wypilam kubek ziółek.
Po przyjściu zjadłam sniadanie :
-kawa bez cukru
-jajecznica (1 jajko, łyzka mleka, łyzka otrębów owsianych, zioła)
Czuje sie naprawdę pełna, jak na osobę ktora przyzwyczajona byla do zjadania 3 kromek chleba na dzień dobry.
Wczoraj zrobilam spore zakupy (miesa, ryby, jogurty naturalne, serki). Poza tymi produktami oraz resztką dżemu, ktorego oczywiscie nie zamierzam tknąc przez najblizsze dni, nie mam w domu nic po co moglabym sięgnąc w chwili zwatpienia, przez co czuje sie pewniej.
Głod miedzy posiłkami zamierzam zwalczac napojami (woda/herbata/kawa) oraz jogurtem naturalnym.
A poki co ide zajac umysl praca nie jedzeniem! :)

* POPOŁUDNIE
Jestem już po obiedzie.
-4 małe paluszki rybne
-mozarella posypana ziołami
-kubek herbaty
Chociaz wciaz nie odczuwam głodu, mysle ze powoli dieta daje mi się we znaki. Mam mało energii, czuje sie śpiąca i przytłoczona, no i ten nieprzyjemny posmak w ustach.. Mam nadzieje, że po 2-3 dniach objawy znikną.

* WIECZOR
Na kolacje:
-makrela
-kubek herbaty

Czuje sie naprawdę niezle. Jedyny 'minus' to natezajacy sie posmak ryby/białka i podrazniona jama ustna. (Mimo ciągłego picia wody/ mycia zębow itp)
Dzis caly dzien spedzilam na czytaniu "za" i "przeciw". Zdaje sobie sprawe na co narazam moj organizm, ale postaram się przejśc diete wg. zasad a zarazem z głową. Nie chce głodować, ani nadużywać jednego z produktów. Postaram się eksperymentować i robić nowe dania. Dziękuje wszystkim którzy prowadzą blogi z przecudnymi przepisami -dzięki Wam posiłki sprawiają mi ogromną przyjemność :)

piątek, 11 marca 2011

DUKAN- START 12 MARZEC 2011 !!

Witam wszystkich!

Przez wiele lat zmagam się z zaburzeniami żywienia. Niektórzy znają mnie może pod nazwą "Zostać Chudą", pod którą prowadziłam bloga przez 6 ostatnich lat. Z ciężkim sercem przyznaje, że była to codzienna walka nastolatki z kompleksami, słabosciami i uzaleznieniem od słodyczy. Nie raz uciekałam się do drastycznych metod i prób zrzucenia zbednych kilogramów.
Jednak przez ostatnie 2 lata dojrzewała we mnie decyzja o tym, ze czas pozostawic przeszłośc za sobą i wraz z dorosłym życiem zostac pewną siebie, pozbawioną kompleksów, nieużalającą się nad sobą kobietą.  Z dnia na dzień akceptowałam siebie coraz bardziej.
Obecnie mam 20 lat, studia o jakich zawsze marzyłam, pracę i cudowne osoby w okół siebie. Dawniej dodałabym "ale nie mam chłopaka bo jestem gruba". Teraz powiem " Żyję dla siebie." Powiecie, ze jeżeli sie akceptuje to po co wracam do odchudzania?  Dlatego, ponieważ postanowiłam zmierzyć sie z problemami z przeszłości raz jeszcze. Z innym nastawieniem, w inny sposob i z innych powodów. Chce być nie tylko atrakcyjniejsza ale przede wszystkim zdrowsza. Chce by ten blog był optymistycznym obrazem mojego zycia. Chce przelać tu swoją dobra energie a zarazem przełamać własne słabosci (szczególnie te do słodczy ;) ) i osiągnąć cel. A jest nim -10 kg .(Waże obecnie 65 kg, mam 168cm ).

Od jutra podejmuje walke z dietą Dukana ( http://www.dukanadieta.pl/ ). Trzymajcie kciuki!

Mam nadzieje, że zabładzi tutaj jakas osoba z którą mogłabym dzielić swoje wzloty (bo mam nadzieje ze nie upadki ;) ), jadłospisy, porady i opinie :)