czwartek, 14 kwietnia 2011

DZIEN 34

Skreślając kolejny dzień "bez słodyczy" doszłam do optymistycznego wniosku, ze w tym tygodniu nie zapowiadają sie zadne odwiedziny/uroczystosci przy stole/ spotkania z przyjaciółmi przy 'ciachu'. Niestety ucieszylam się chyba na zapas bo gdy tylko weszlam do kuchni zobaczylam wielką tace czekoladek ktorą w ramach poczęstunku dla wpolokatorow zostawiła moja przyjaciółka... Ze mną jest tak, ze jak nie widzę słodyczy jest dobrze- ale jak przede mną lezy tort, czekolada, lody- moge zjeśc wszytsko i jeszcze wylizac talerz do czysta... Wiem, ze to straszne. Dawniej jeszcze umiałam się jakos powstrzymać ale przez ostatnie miesiace to jakaś masakra. Moze dlatego, ze wlasnie wyeliminowałam (a raczej staram sie) slodkosci z mojej diety- sama z siebie nie kupuje juz zadnych przekąsek i deserow- co dawniej bylo codziennoscią. Dlatego teraz jestem tak wyczulona. Póki co 1:0 dla mnie. Czekoladek nie tknęłam. Ale boje sie ze się złamię. To dla mnie prawdziwy test, ktory pokaze mi czy dam rade oswoic sie ze slodyczami zarazem ich nie jedząc. Brzmi glupio, ale kto nie jest od czegoś uzalezniony nie zrozumie z czym walczę. Puściłam sobie serial o ludziach którzy ciezką pracą nad sobą i dietą walcza ze swoimi slabosciami, a gdy widze efekt koncowy wierze, ze mi tez sie uda. Wiem, ze moja pokusa to nie kwestia jednego wieczoru- czekoladki nie znikną w godzinę, a ja bedę musiała pokazać sobie, ze jestem ponad to. Nie chce spieprzyc tego co osiągnęłam.... Szczegolnie , ze od rana idzie mi całkiem niezle:
Sniadanie: parówka, ćwiartka kromki chleba razowego, sałata, pomidor , zioła, kawa
Obiad: miska zupy jarzynowej (kostka rosolowa z kurczaka, warzywa, przyprawy)
Deser: jabłko, kawa
Trzymajcie kcuki, zeby do tej listy nie doszłedł pózniej "talerz czekoladek":((((

***

NIE DAŁAM SIĘ! Wiem, ze uzaleznienie od słodyczy to nie żaden kaprys, to zlozony problem ktory ma podłoze w psychice. Juz dawno zrobiłam bilans plusow i minusow jedzenia slodyczy (10 minusów i 2 plusy !) ale dzis zaczelam sie zastanawiac dlaczego je jem i w jakich sytuacjach. Smak czekolady sprawia ze staje sie szczesliwa, ale po 5 sekundach sie nienawidze. Jadłam kiedy dosiegał mnie stres ("nie mam czasu myslec o figurze. mam tyle problemow wiec musze sie czyms pocieszyc"), gdy patrzylam w lustro ("i tak jestem gruba i brzydka, kolejna czekolada tylko poprawi mi humor"), a potem juz poszło z górki- jadłam bo się uzalezniłam.. Kazde posiedzenie przed telewizorem zapisałam w pamieci jako moment z batonikiem w ręku, smak czekolady uwarunkowałam ze szczesciem, z ucieczką od rzeczywistości, z najlepszymi momentami dnia.. W momencie gdy jadłam nie myslalam o tym, co robie swojemu organizmowi, jak bede sie czuc po zjedzeniu wszystkich zapasów, jak nie bede mogla zasnąć przez wyrzuty sumienia i wmawianie sobie "zacznę od jutra dietę". Wiem, ze zauważenie problemu nie jest jego rozwiązaniem. Czeka mnie walka. Wiem ,ze moze nadejsc moment gdy przyjadę do rodziców, poczuje smak domowego ciasta, a po chwili cały placek skończy w moim brzuchu. Tylko dlaczego slodycze mają rzadzić moim zyciem???? Jeszcze rano wiedziałam, ze jak zobacze słodycze odrazu się na nie skuszę, ale po przemysleniu problemu i pojawieniu się pokusy pod moim nosem stwierdziłam, ze musze nauczyc sie traktowac slodkosci jak zwykle jedzenie.. Jak chleb, warzywa, mięso- na które się przecież nie rzucam, które mogą przede mną przelezec cały dzien a ja sięgne po nie dopiero jak naprawde zgłodnieje. Musze wyzbyć sie przekonania ze cukier uratuje mi zycie, poprawi humor, sprawi ze wszystko bedzie piekniejsze... Dla dodania otuchy i sił poszłam biegać. Bez problemu, (czyli czestej u mnie kolki i zadyszki) przebiegłam cała trase do parku, w której zazwyczaj musiałam robić 2 przerwy. Czuje sie zrowa i pewna siebie. Wracając wstąpiłam do kuchni po wodę. Stanełam przed talerzem czekoladek i tylko usmiechnęłam się w duchu tryumfująco ;)

3 komentarze:

  1. Ostatnio moja przyjaciółka poczęstowała mnie gumą orbit czy coś podobnego o smaku truskawkowym. Mówi że to jej sposób na słodycze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chuda, jestem na twoim blogu pierwszy raz, dopiero muszę się zapoznać z historią.
    Przejrzałam Twoje posty. Trochę za mało jesz, wydaje mi się. Zdrowo, ale za mało. Dołóż kolację i drugie śniadanie. Głodząc się, nie schudniesz, a jedząc zbilansowane składniki możesz ruszyć swój metabolizm. Wtedy nawet odrobina słodyczy od czasu do czasu nie zaszkodzi.
    Pisałaś gdzieś, ile ważysz i czy schudnięcie jest Ci naprawdę potrzebne? Bo może to kwestia walki ze słodyczami głównie?

    OdpowiedzUsuń