środa, 8 czerwca 2011

Come back:)

Przez niecały miesiac nie miałam dostepu do interentu. Przez ten czas zdążylam wrocic w rodzinne strony (przynajmniej na okrez wakacji) i przekonac sie ze ta wizyta nie oznacza wcale obżerania się babcinymi przysmakami:) W tych realiach stare marzenia odżyły, przypomnialam sobie wszytskie cudowne chwile kiedy walczylam o swoje marzenia, stanelam tez w otoczeniu starych znajomych co dało mi kolejne powody by nie przestawac walczy o swoj wyglad i zdrowie. Owszem, od czasu do czesu skusze sie na kawe, ciastko czy lody. Jendak zjadam je w normalnych ilosciach a nie latam do sklepu po 5 kolejnyc paczek, jak robilam to w czasie jedzeniowych napadow. Zapisalam sie rowniez na fitness, mam nadzieje ze to pomoze mi wrocic do formy. Dalej potrzebuje wsparcia i motywacji. Wszystko jest takie kruche i niepewne, jednak wiem, ze ciezką pracą mozna wszystko, dlatego nie zamierzam się poddawać. Trzymam kciuki za wszystkie z nas! :)

czwartek, 12 maja 2011

DZIEN 62

Jest lepiej. Wracam do mojego codziennego rytmu opierającego się na zdrowym żywieniu. Ciągle mam ochotę iść po coś słodkiego, ale naszczęście nie tak jak dawniej. Niestety nie mogę się zmobilizować do ćwiczeń..Czuje się słabo i nic mi się nie chce. Miejmy nadzieje, ze to minie..

Przed pracą: jajko na miękko, liść sałaty, szklanka soku z pomarańczy
Śniadanie: miska owsianki z bananem i jabłkiem.
Obiad: miska zupy jarzynowej
Deser: kawa
Kolacja: mleko z płatkami owsianymi, bananem i cynamonem.

środa, 11 maja 2011

DZIEN 61

Dzis po raz pierwszy od jakiegos czasu nawet się trzymam. Od świat miałam hustawke- dzien samych slodyczy/dzien prób powrotu do diety. Niewiem jak mam porzucic ten nałóg. Samej jest strasznie cięzko. Chciałabym by w chwilach słabosci, ktoś powstrzymał mnie przed pojsciem do sklepu po 2kg opakowanie lodow, przysunął mi lustro zebym zobaczyła swoje pofałdowane uda, potrząsnął mną zebym zdała sobie sprawę jak szkodze swojemu zdrowiu, figurze i zasobom finansowym.. Staram się, ale gdy siedze przed komputerem z tabliczką czekolady czuje się szczesliwa. Czuje jakbym niemiała problemów ani zmartwień.. W kazdym razie dzis czuje sie jak 'na głodzie'. Chodze w kólko mysląc o rozpływających się w ustach batonikach..Z drugiej strony popijam 3 szklanke wody próbując odnalesc w sobie tą samą siłę którą miałam gdy zaczynałam diete.. Co sie ze mną stało? Pamietam jak zachwalałam cere, samopoczucie, brak problemów ze zdrowiem gdy zgubiłam chociazby 2 kilogramy.. A teraz? Jedząc same slodycze przez 3 dni z rzedu chodzę niewyspana, nie moge sie skupić,boli mnie brzuch, mam problemy z trawieniem.. A co najgorsze -znów cofnełam się o 2 dziurki w zapinaniu paska u spodni :(((((

Czuje sie jak narkoman, ktory mimo uszczerbku na zdrowiu chce zdobyc 'towar' za wszelką cenę. Ja wole walczyc o marzenia, nie o tabliczke czekolady.. tylko niewiem ile jeszcze wytrzymam :(

Przed pracą: jajko na miękko, liść sałaty, szklanka soku pomarańczowego.
Śniadanie: miska owsianki, jabłko
Obiad: brokuły, kalafior, liść sałaty, 4 nuggetsy
Deser: jabłko, kawa

sobota, 30 kwietnia 2011

DZIEŃ 50

Zrobiłam sobie świąteczną przewę od bloga i niestety od 'diety'. Wstydliwie przyznaje, że niezle sobie pofolgowałam przez ostatni tydzień. Wszystko zaczeło się od Wielkanocnego śniadania kiedy to oprócz jajek skusiłam się na sałatkę z majonezem, kiełbasę i oczywiście ciasto. To ostatnie pociągnęło za sobą istną lawinę słodyczy, która zakończyła się (mam nadzieje) tu i teraz-po tygodniu bomb kalorycznych. Szczerze mówiąc myślalam ,ze regularne, zdrowe duże posiłki jakie stosowałam od miesiąca pozwolą mi zwalczyć efekt jojo... Niestety moje objadanie się to chyba nie tylko kwestia głodu, ale także problemów.. Zauważyłam że odkładam obowiązki i trudne sprawy, sięgając po resztki ze swiatecznych przysmaków. Czas ucieka, a ja nie robie nic, poza niszczeniem tego co osiągałam przez ostatni miesiąc diety. Naprawde chce się zmienić. To, ze nie jem teraz 2 paczki lodów, tylko pisze na blogu, świadczy o tym, ze podświadomie dalej walczę. Muszę poprostu wrócic do gry. Poczuć ten power ,ktory czułam na początku. Radość ze zdrowego odzywiania, z ćwiczeń, a przede wszytskim kiedy spoglądałam w lustro i widziałam efekty...
Biore się wiec do pracy...no dobra, może nie zamierzam dziś stawić czoła wszystkim moim zaległym sprawom , ale spacer, sprzątanie i zdrowe zakupy to całkiem niezły początek ;)
Trzymajcie kciuki!

czwartek, 21 kwietnia 2011

DZIEN 41

Wczoraj wieczór (po zjedzeniu 1 loda) mialam wewnetrzna walkę miedzy
"isc do sklepu po cała 2 litrową paczkę lodów i zjeśc ją przed ulubionym serialem" a "słodycze nie moge rządzić moim życiem. idź najedz się tym co masz w lodówce, tylko nie sięgaj po słodkie".
Szczescie w nieszczesciu- wygrało to drugie... 2 parówki i warzywa zrobiły swoje. Rano obudziłam się z ulgą, ze jednak nie poszłam po nic słodkiego. Najgorsze, ze to nie jest poprostu smak na coś, tylko uczucie "muszę to mieć teraz, jużi to w duzych ilościach ,inaczej zwariuje". Ciesze się ,ze poki co napad minął. Dziś jestem znów nastawiona na zdrowe posiłki i - odpukać- nie mysle o zadnym deserze :)

Śniadanie: 1 kromka chrupkiego pieczywa z serkiem ,ogórkiem i pomidorem+ jajecznica +kawa
II Śniadanie: kawa mrożona z cynamonem.

środa, 20 kwietnia 2011

DZIEN 40

Śniadanie: poł kromki chleba razowego z białym serkiem, jajkiem na twardo, ogórkiem ,pomidorem i świeza cebulką + kawa
II Śniadanie: pomarańcz i jabłko

Wrócilam z pracy i lece do parku na opalanie z dobrą ksiązką, zeby sie czasem na nic wiecej nie skusić z domowych przysmaków ;)

Obiad: nalesniki z jogurtem naturalnym, pomaranczem, posypane kakao, cynamonem i rodzynkami.
Deser: lód magnum
Kolacja: chrupkie pieczywo z parówkami i warzywami

wtorek, 19 kwietnia 2011

DZIEN 39

Ostatni wieczór i dzisiejszy dzien to jakis koszmar. Moj wilczy apetyt jest nie do opanowania. Nie chodzi nawet o to czy jestem glodna, czy nie. Nie myślę racjonalnie i nawet jak mi niedobrze, dalej w siebie wpycham wszytsko co mam pod ręką... A co sie za tym wsyztskim kryje? Oczywiscie nadchodzący okres. Szczerze mowiac nigdy nie przywiązywałam wagi do wzmozonego apetytu przed 'tymi' dniami, bo takie ilosci jedzenia połykałam na codzien- wiec nie widziałam róznicy... Teraz jest inaczej i niestety moje odkrycie nie tylko zdążyło popsuć mi diete ale i humor:/
Wpałaszowałam chyba tone warzyw (przynajmniej zdrowo), 2 jabłka, jogurt, 3 kanapki chleba razowego z parówkami i odrobiną sosu, 4 nuggetsy, i nieszczęsną paczkę lodów z rodzynkami i płatkami.
Gdyby nie ostatnia pozycja mogłabym to jakoś przeżyc, ale tak to nie dość ze jestem totalnie zasłodzona to mój brzuch wygląda jak balon. TRUDNO. Nie ma co plakac nad rozlanym mlekiem (a raczej wlanym w siebie...). Ruszam biegać i spalić wszytsko po kolei (wlacznie z moim glodem nie do opanowania!).
A co najgorsze... dalej mam ochote na lody! NIE NIE NIE NIE NIE NIE...