sobota, 30 kwietnia 2011

DZIEŃ 50

Zrobiłam sobie świąteczną przewę od bloga i niestety od 'diety'. Wstydliwie przyznaje, że niezle sobie pofolgowałam przez ostatni tydzień. Wszystko zaczeło się od Wielkanocnego śniadania kiedy to oprócz jajek skusiłam się na sałatkę z majonezem, kiełbasę i oczywiście ciasto. To ostatnie pociągnęło za sobą istną lawinę słodyczy, która zakończyła się (mam nadzieje) tu i teraz-po tygodniu bomb kalorycznych. Szczerze mówiąc myślalam ,ze regularne, zdrowe duże posiłki jakie stosowałam od miesiąca pozwolą mi zwalczyć efekt jojo... Niestety moje objadanie się to chyba nie tylko kwestia głodu, ale także problemów.. Zauważyłam że odkładam obowiązki i trudne sprawy, sięgając po resztki ze swiatecznych przysmaków. Czas ucieka, a ja nie robie nic, poza niszczeniem tego co osiągałam przez ostatni miesiąc diety. Naprawde chce się zmienić. To, ze nie jem teraz 2 paczki lodów, tylko pisze na blogu, świadczy o tym, ze podświadomie dalej walczę. Muszę poprostu wrócic do gry. Poczuć ten power ,ktory czułam na początku. Radość ze zdrowego odzywiania, z ćwiczeń, a przede wszytskim kiedy spoglądałam w lustro i widziałam efekty...
Biore się wiec do pracy...no dobra, może nie zamierzam dziś stawić czoła wszystkim moim zaległym sprawom , ale spacer, sprzątanie i zdrowe zakupy to całkiem niezły początek ;)
Trzymajcie kciuki!

czwartek, 21 kwietnia 2011

DZIEN 41

Wczoraj wieczór (po zjedzeniu 1 loda) mialam wewnetrzna walkę miedzy
"isc do sklepu po cała 2 litrową paczkę lodów i zjeśc ją przed ulubionym serialem" a "słodycze nie moge rządzić moim życiem. idź najedz się tym co masz w lodówce, tylko nie sięgaj po słodkie".
Szczescie w nieszczesciu- wygrało to drugie... 2 parówki i warzywa zrobiły swoje. Rano obudziłam się z ulgą, ze jednak nie poszłam po nic słodkiego. Najgorsze, ze to nie jest poprostu smak na coś, tylko uczucie "muszę to mieć teraz, jużi to w duzych ilościach ,inaczej zwariuje". Ciesze się ,ze poki co napad minął. Dziś jestem znów nastawiona na zdrowe posiłki i - odpukać- nie mysle o zadnym deserze :)

Śniadanie: 1 kromka chrupkiego pieczywa z serkiem ,ogórkiem i pomidorem+ jajecznica +kawa
II Śniadanie: kawa mrożona z cynamonem.

środa, 20 kwietnia 2011

DZIEN 40

Śniadanie: poł kromki chleba razowego z białym serkiem, jajkiem na twardo, ogórkiem ,pomidorem i świeza cebulką + kawa
II Śniadanie: pomarańcz i jabłko

Wrócilam z pracy i lece do parku na opalanie z dobrą ksiązką, zeby sie czasem na nic wiecej nie skusić z domowych przysmaków ;)

Obiad: nalesniki z jogurtem naturalnym, pomaranczem, posypane kakao, cynamonem i rodzynkami.
Deser: lód magnum
Kolacja: chrupkie pieczywo z parówkami i warzywami

wtorek, 19 kwietnia 2011

DZIEN 39

Ostatni wieczór i dzisiejszy dzien to jakis koszmar. Moj wilczy apetyt jest nie do opanowania. Nie chodzi nawet o to czy jestem glodna, czy nie. Nie myślę racjonalnie i nawet jak mi niedobrze, dalej w siebie wpycham wszytsko co mam pod ręką... A co sie za tym wsyztskim kryje? Oczywiscie nadchodzący okres. Szczerze mowiac nigdy nie przywiązywałam wagi do wzmozonego apetytu przed 'tymi' dniami, bo takie ilosci jedzenia połykałam na codzien- wiec nie widziałam róznicy... Teraz jest inaczej i niestety moje odkrycie nie tylko zdążyło popsuć mi diete ale i humor:/
Wpałaszowałam chyba tone warzyw (przynajmniej zdrowo), 2 jabłka, jogurt, 3 kanapki chleba razowego z parówkami i odrobiną sosu, 4 nuggetsy, i nieszczęsną paczkę lodów z rodzynkami i płatkami.
Gdyby nie ostatnia pozycja mogłabym to jakoś przeżyc, ale tak to nie dość ze jestem totalnie zasłodzona to mój brzuch wygląda jak balon. TRUDNO. Nie ma co plakac nad rozlanym mlekiem (a raczej wlanym w siebie...). Ruszam biegać i spalić wszytsko po kolei (wlacznie z moim glodem nie do opanowania!).
A co najgorsze... dalej mam ochote na lody! NIE NIE NIE NIE NIE NIE...

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

DZIEN 38

Słońce,energia i zapał do pracy! :)

Przed pracą: kawa
Śniadanie: pół kromki chleba razowego z serem białym, sałatą , pomidorem i świeza cebulką + kawa
II Śniadanie: mały jogurt naturalny z kawałkami jabłka, rodzynkami i cynamonem
Obiad: filet z ryby w jajku, 2 nuggetsy, gotowane warzywa.

Niestety zblizają mi się "te" dni, co obiawia się zwiekszonym apetytem. Zawsze po 'zdrowym' posiłku czulam sie dostatecznie syta na pare godzin. Teraz krece sie po domu, mam ochote na słodkie... Bede musiała jakoś to przetrwać..

niedziela, 17 kwietnia 2011

DZIEN 37



Śniadanie: jajko na miekko, ćwiartka chleba razowego, sałata, pomidor,kawa
Obiad: pół kromki chleba razowego, biały ser, parówka, sałata, pomidor, szklanka mleka
Deser: 3 bułki z rodzynkami, jogurt naturalny, kawałek cytrynowej tarty, kilka nachosów z sosem (taak, niestety skusiłam się na te wszystkie pyszności na uniwersyteckim,popołudniowym poczęstunku)

Po powyższym jadłospisie (deserze)  umieram. Czuję się tak jakbym zjadła conajmniej słoik nutelli. Wiem, ze przez ostatni miesiac przyzwyczajałam żoładek do mniejszych porcji i odrzucałam słodkości, wiec teraz musze się zmierzyc ze skutkami mojego skoku w bok. Z chęcią bym poćwiczyła, ale uh...........

***

Ok, po godzinnym leżeniu do góry tyłkiem przed kolejnym nudnym serialem ,stwierdziłam, ze nie chce dalej tak przepierzać życia... Mam wolne a czuje się strasznie bo od tygodnia nie tknęłam listy z zaległymi rzeczami do zrobienia.. Czy taką osobą chciałam być? Nie. Zawsze wyobrażałam sobie siebie jako pewną siebie kobietę pochłoniętą pracą którą kocham, ciągle stawiającą sobie wysokie cele i poświecająca każda minutę starając się spełniać swoje marzenia. No i na co czekam? Rok temu miałam dobry start w karierze, cięzką pracą osiagnełam duzo jak na tamte warunki i na swoj wiek. Od tej pory przeprowadziłam się z dala od bliskich, postawiłam na wykształcenie, znalazłam dorywczą prace dzieki której przez ostatnie miesiące mam MNÓSTWO czasu na rozwój swoich umiejętności. Ale niestety patrząc w stecz w 90% poswieciłam go na seriale, spanie, obijanie się, łazenie po głupich stronach.. Żyłam przeszłością. Myslałam, ze jezeli juz tyle osiagnełam mogę sobie troche odpuscić, poleniuchować... Jasne, tylko ze to "trochę" okazało się 9 miesiącami... A ja stoje w miejscu. Jeszcze tochę a będe musiała odbudowywać wszystkie osiągniecia od nowa. Co się ze mną dzieje? Na co czekam?!
Dochodząc do tych wniosków zerwałam się z łóżka i obiegłam park, myśląc o tym,że nie muszę już dalej żyć marzeniami. Mogę je poprostu wprowadzić w życie. Wystarczy tylko działać. Tak jak z tym bieganiem - mogłabym dalej siedzieć i rozmyślać ile kalorii dziś zeżarłam, ale czy nie lepiej je porpostu spalić? Zmiana moich nawyków żywieniowych daję mi wiarę w siebie i w to, ze jednak wszytsko jest możliwe. Nie musze być całe życie gruba i niepewna siebie. Tak samo nie muszę być leniem z wyrzutami sumienia, który przepuszcza najlepsze lata życia przez palce...
CIĘŻKA PRACA + WYTRWAŁOŚĆ = SPEŁNIENIE MARZEŃ

sobota, 16 kwietnia 2011

DZIEN 36


Sniadanie: podpieczona kanapka z chleba razowego, mozzarelli i swiezej cebuli + sałata, pomidor + szklanka mleka

II Sniadanie: połówka jabłka
Praca, zakupy i pranie za mną ! Teraz tylko park, słońce i ruch :))

***

Obiad: zupa jarzynowa
Deser: połówka jabłka + pomarańcza, z jogurtem waniliowym,cynamonem i kilkoma rodzynkami
Kolacja: kanapka z chleba razowego, sera bialego, sałaty, pomidora +kakao

piątek, 15 kwietnia 2011

DZIEN 35

Mimo okropnej pogody, nastroj dopisuje :) Jestem z siebie dumna, bo wiem, ze robie duzy krok naprzod. Został mi jeszcze miesiąc na zatwierdzenie swoich nawykow i sposobu w jaki chce się odzywiać do końca zycia. Potem czeka mnie duży sprawdzian jedzeniowy- czyli pobyt u moich rodziców i dziadków..

Śniadanie: kanapka z jajkiem, sałatą, pomidorem, kawa.
Obiad: kotlet drobiowy, sałata +pomidor +swieza cebula + jogurt naturalny z ziołami, herbata
Deser:  jogurt naturalny z łyżką jogurtu owocowego i wkrojoną połową jabłka

***
Własnie wróciłam do domu po spacerze i grze w tenisa. Szkoda, ze zapowiada mi sie smetny wieczór w domu bo energia aż mnie rozpiera :)

Po treningu: szklanka mleka
Wieczor: kakao

czwartek, 14 kwietnia 2011

DZIEN 34

Skreślając kolejny dzień "bez słodyczy" doszłam do optymistycznego wniosku, ze w tym tygodniu nie zapowiadają sie zadne odwiedziny/uroczystosci przy stole/ spotkania z przyjaciółmi przy 'ciachu'. Niestety ucieszylam się chyba na zapas bo gdy tylko weszlam do kuchni zobaczylam wielką tace czekoladek ktorą w ramach poczęstunku dla wpolokatorow zostawiła moja przyjaciółka... Ze mną jest tak, ze jak nie widzę słodyczy jest dobrze- ale jak przede mną lezy tort, czekolada, lody- moge zjeśc wszytsko i jeszcze wylizac talerz do czysta... Wiem, ze to straszne. Dawniej jeszcze umiałam się jakos powstrzymać ale przez ostatnie miesiace to jakaś masakra. Moze dlatego, ze wlasnie wyeliminowałam (a raczej staram sie) slodkosci z mojej diety- sama z siebie nie kupuje juz zadnych przekąsek i deserow- co dawniej bylo codziennoscią. Dlatego teraz jestem tak wyczulona. Póki co 1:0 dla mnie. Czekoladek nie tknęłam. Ale boje sie ze się złamię. To dla mnie prawdziwy test, ktory pokaze mi czy dam rade oswoic sie ze slodyczami zarazem ich nie jedząc. Brzmi glupio, ale kto nie jest od czegoś uzalezniony nie zrozumie z czym walczę. Puściłam sobie serial o ludziach którzy ciezką pracą nad sobą i dietą walcza ze swoimi slabosciami, a gdy widze efekt koncowy wierze, ze mi tez sie uda. Wiem, ze moja pokusa to nie kwestia jednego wieczoru- czekoladki nie znikną w godzinę, a ja bedę musiała pokazać sobie, ze jestem ponad to. Nie chce spieprzyc tego co osiągnęłam.... Szczegolnie , ze od rana idzie mi całkiem niezle:
Sniadanie: parówka, ćwiartka kromki chleba razowego, sałata, pomidor , zioła, kawa
Obiad: miska zupy jarzynowej (kostka rosolowa z kurczaka, warzywa, przyprawy)
Deser: jabłko, kawa
Trzymajcie kcuki, zeby do tej listy nie doszłedł pózniej "talerz czekoladek":((((

***

NIE DAŁAM SIĘ! Wiem, ze uzaleznienie od słodyczy to nie żaden kaprys, to zlozony problem ktory ma podłoze w psychice. Juz dawno zrobiłam bilans plusow i minusow jedzenia slodyczy (10 minusów i 2 plusy !) ale dzis zaczelam sie zastanawiac dlaczego je jem i w jakich sytuacjach. Smak czekolady sprawia ze staje sie szczesliwa, ale po 5 sekundach sie nienawidze. Jadłam kiedy dosiegał mnie stres ("nie mam czasu myslec o figurze. mam tyle problemow wiec musze sie czyms pocieszyc"), gdy patrzylam w lustro ("i tak jestem gruba i brzydka, kolejna czekolada tylko poprawi mi humor"), a potem juz poszło z górki- jadłam bo się uzalezniłam.. Kazde posiedzenie przed telewizorem zapisałam w pamieci jako moment z batonikiem w ręku, smak czekolady uwarunkowałam ze szczesciem, z ucieczką od rzeczywistości, z najlepszymi momentami dnia.. W momencie gdy jadłam nie myslalam o tym, co robie swojemu organizmowi, jak bede sie czuc po zjedzeniu wszystkich zapasów, jak nie bede mogla zasnąć przez wyrzuty sumienia i wmawianie sobie "zacznę od jutra dietę". Wiem, ze zauważenie problemu nie jest jego rozwiązaniem. Czeka mnie walka. Wiem ,ze moze nadejsc moment gdy przyjadę do rodziców, poczuje smak domowego ciasta, a po chwili cały placek skończy w moim brzuchu. Tylko dlaczego slodycze mają rzadzić moim zyciem???? Jeszcze rano wiedziałam, ze jak zobacze słodycze odrazu się na nie skuszę, ale po przemysleniu problemu i pojawieniu się pokusy pod moim nosem stwierdziłam, ze musze nauczyc sie traktowac slodkosci jak zwykle jedzenie.. Jak chleb, warzywa, mięso- na które się przecież nie rzucam, które mogą przede mną przelezec cały dzien a ja sięgne po nie dopiero jak naprawde zgłodnieje. Musze wyzbyć sie przekonania ze cukier uratuje mi zycie, poprawi humor, sprawi ze wszystko bedzie piekniejsze... Dla dodania otuchy i sił poszłam biegać. Bez problemu, (czyli czestej u mnie kolki i zadyszki) przebiegłam cała trase do parku, w której zazwyczaj musiałam robić 2 przerwy. Czuje sie zrowa i pewna siebie. Wracając wstąpiłam do kuchni po wodę. Stanełam przed talerzem czekoladek i tylko usmiechnęłam się w duchu tryumfująco ;)

środa, 13 kwietnia 2011

DZIEN 33


Koniec z zaliczeniami! :D Przynjamniej do maja!  Niestety jak juz mam wolne, nie moge nawet wyjsc poczytac ksiazki bo od rana szaro, buro, zimno... Wiec siedze w domu, ogladam inspirujące strony i portale, czasem zwlekając się z łózka zeby zrobic serie ćwiczeń :)
Śniadanie: owsianka
Obiad: połówka tortilli z wczoraj w jajku i mozzarelli
Deser: pół jabłka + kawałek arbuza
- kawa -
Kolacja: kakao

wtorek, 12 kwietnia 2011

DZIEN 32

Dziś zrobiłam sobie wolne od uczelni i w końcu mogłam odespać ostatnie 2 tygodnie :) Jutro oddaje ostatnie zaliczenie i mam 'świeta' ! Niestety pobudki do pracy zostają niezmienione ale jakos dam rade. W koncu dzieki diecie i pogodzie mam mnostwo energii. Po porannym sniadaniu (parówka, ćwiartka kromki chleba razowego, pomidor, kawa) zrobiłam sobie półtoragodzinny maraton ćwiczeń przy moim ukochanym serialu . Potem zakupy przy których naszła mnie ochota na porządny obiad, czyli tortilla nadziana warzywami, kawałkami piersi kurczaka, mozzarella oraz sosem jogurtowo ziołowym (mniam!!!). Zjadłam półtora kawałka wiec jeszcze pół zostało mi na jutro :)
Żeby spalic te pysznosci wyszłam na spacer do parku i półgodzinną gre w tenisa. Potem owocowy deser (kawałek arbuza + pół jabłka) . Mam nadzieje ze na dzis to tyle :)

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

DZIEN 31

Sniadanie: pół kromki chleba razowego + serek biały + warzywa + zioła + kawa
Obiad: filet z ryby + jajko sadzone + warzywa +herbata
Deser: kawałek arbuza, kawa


Miesiąc na diecie. Z jednej strony to mało, ale z drugiej juz nawet nie pamietam swoich poczatków z Dukanem. Co najważniejsze, nie poddałam się:) A efekty juz są widoczne. Nie jedna osoba zauważyła spadek mojej wagi, a ja sama oprocz swietnego samopoczucia zyskałam lepsza samoocene i szanse na zaakceptowanie mojego ciała. Przez te 31 dni nie tknełam białego pieczywa (zjadłam w sumie 2,5 kromki razowego), makaronu, ryżu, pizzy, wszelkiego rodzaju sosów i slodkich napojow. Moje wpadki to 2x alkohol i skuszenie sie na poczestunek slodyczami (ciasta/lody) u znajomych. Oczywiscie to nie koniec mojej diety. Jak juz nie raz pisałam, licze sie z tym ze po pierwsze jest ona dozywotnia, a po drugie tak naprawde to żadna dieta tylko zmiana nawyków zywieniowych. Mam nadzieje, ze kolejny miesiac przyniesie efekty a ja naucze sie w koncu żyć bez słodyczy...

niedziela, 10 kwietnia 2011

DZIEN 30

No i wczoraj była uczta na całego. Pofolgowałam sobie, jedząc ogromne ilosci lodow z platkami polanych czekoladą :// Ale jak tylko ich sprobowalam, nie moglam się powstrzymać. Na szczescie (w nieszczesciu) czipsy,pizza i ciasta zostaly nie tkniete:) Kolejna dobrą strona tego wsyztskiego jest to, ze to byl moj jedyny 'zawalony' dzien w tygodniu, a nie jak do tej pory dwa. Moze z czasem wyeliminuje porazke całkowicie.
A poki co zrobilam sobie poranna sesje ćwiczen i zjadlam kawalek soczystego arbuza, probujac jakos stanac na nogi. Dzis obudziłam sie zmeczona (chociaz spalam 8h), z bolem glowy (wypilam tylko pol kieliszka szampana), wydetym brzuchem i strasznym posmakiem w ustach. Nie oszukujmy sie to nie od alkoholu i imprezy, ale przede wszystkich od tego jaką przejazdzke zaserwowałam wczoraj mojemu zołądkowi. Dopiero teraz moge dostrzec jak zdrowe jedzenie pozytywnie wplywa na moj stan kazdego dnia. Na codzien nie zauwazam, ze od kad jestem na diecie i cwicze o wiele lepiej mi sie wstaje, nie czuje zmeczenia, nie boli mnie kregoslup, moja skora jest strasznie gladka i przede wszystkim mam dobre samopoczucie.


***

Obiad: Jajko sadzone, kawałek kurczaka, surówka, sałata, pomidor.
Deser: Kawa, kawałek arbuza.

sobota, 9 kwietnia 2011

DZIEN 29

Sniadanie : jabłko i pomarancza
Obiad: jajecznica z warzywami + 2 nuggetsy

Dobrze, ze ten tydzień poszedł mi całkiem niezle, bo wlasnie zostalam zaproszona na wieczorne swietowanie urodzin "przy kawie". (czyli jak znam zycie i solenizantke- przy masie ciast i lodów). Postaram się trzymać ale wiem, ze nie jestem jeszcze na tyle silna by odmowic sobie wszystkiego. Zreszta jak wczesniej pisalam- raz na tydzien moge pozwolic sobie na 'male' wykroczenie ;)

piątek, 8 kwietnia 2011

DZIEN 28

Dziś od rana chodzą za mną platki do mleka.. Nie takie robione, domowe z otrebów, ale takie prawdziwe z suszonymi owocami. Niestety wiem ze jeżeli nawet nie beda zawierac duzo tluszczu to okaża się bombą weglowodanów... No trudno, mysle, ze jak skoncze moje lodowkowe zapasy moze skuszę się na paczke jakis najzdrowszych w ramach śniadań, W koncu dostarcza mi sporo energii no i bede miała caly dzień żeby je spalić. Wiem, ze obawa o zjedzenie zwyklych platkow owsianych brzmi dziwnie, poprostu zaczełam wychodzic z zalozenia, ze moglabym zjesc wielkie sniadanie zlozone z innych produkotow dostarczajacych mi tyle samo kalorii co garstka muesli. A to już roznica.
A wracając do dzisiejszego dnia:

Śniadanie: ćwiartka kromki chleba razowego + tuńczyk +warzywa +kawa
Obiad: Sałatka z kurczaka, sałaty, pomidora, jogurtu naturalnego i ziół

A teraz zabieram kocyk, jabłko i dobrą ksiązkę i smigam na spacer do parku :)

DZIEN 27

Chyba powoli zdrowe odzywianie, ktore do tej pory traktowałam jako diete, staje się moją codziennością. Jest mi dobrze. Czuje , ze jak od czasu do czasu 'zgrzesze', nic sie nie stanie. Mój organizm tez radzi sobie niezle. Nic mnie nie boli, duzo się ruszam, dobrze śpię. Oczywiscie, ze gdzies tam podswiadomie boję się porażki, ale przekonałam się, ze metoda maleńkich kroczków moze zdziałać cuda (w przeciwieństwie do 'diety cud' ;))
Tak jak wpsominałam dziś był zakupowy dzień. Oczywiscie nie znalazłam tego czego szukałam (letnie sukienki, tuniki) ale i tak jestem zadowolona ze zdobyczy. Wiosenny płaszczyk, balerinki, bluzka i ozdoby napewno pomogą mi poczuć się bardziej kobieco :)

Śniadanie: parówka + ćwiartka kromki chleba razowego+ warzywa
Obiad: jajecznica ze szpinakiem i warzywami
Deser: Jabłko
Kolacja: ćwiartka kromki chleba razowego z tuńczykiem + pomidor + sałata + niesłodzone kakao

środa, 6 kwietnia 2011

DZIEN 26

Przed pracą : kawa
Po pracy, sniadanie : ćwiartka kromki chleba razowego z serkiem białym, kawalkiem tuńczyka i warzywami +herbata
Obiad: kawałek fileta z ryby + 3 nuggetsy z kurczaka + kalafior ze szpinakiem i warzywami + herbata
Deser: jogurt waniliowy (w koncu sie na niego skusiłam;) + herbatnik w czasie wypadu do parku
Kolacja: ćwiartka kromki chleba razowego z tuńczykiem, pomidorem i sałatą + mleko (kolację udało mi się dziś zjeść przed 19 i postanowiłam , ze jedzenie do tej godziny bedzie moim kolejnym celem jaki wprowadze. Oczywiscie jezeli bede glodna pozniej to czasami na cos sie skuszę. W tym calym odchudzaniu odkryłam, ze bardzo ważna jest rola psychiki. Jezeli czegos sobie odmowie, to i tak bedzie to za mną chodzić aż w koncu rzucę się na zakazany owoc i zjem niesamowitą ilość :/ )

Obecnie probuje sie skupic nad jakakolwiek pracą, ale 20 stopni za oknem jest bardzo rozpraszajace :) Mysle, ze bede musiała wytrzymac jeszcze 3 godzinki i wyskocze na obowiazkowy wieczorny spacer. Za to jutro wybieram sie (w koncu) na wielkie zakupy :)) Od pol roku nie kupilam kompletnie nic nowego z ubrań, bo wychodzilam z zalozenia, ze "kupie jak schudne". Poza tym była zima, chodziłam w starych, zniszczonych rzeczach, myslac ze jeszcze troche (gdy schudne...gdy zarobie..) i bede ubierac sie w to co chce. Mysle,ze nadeszla chwila na odswiezenie mojej szafy, bo jak nie teraz to kiedy? Przeznaczylam pewna sume, za ktora jutro chce zaszalec ;) Koniec z myslem o przyszłosci. Zawsze wyobrazam sobie siebie ładnie ubrana, pewnie idaca przez ulicę, ale na tym się konczyło. Doszłam do wniosku, ze jesli czegos chce musze sie o to starać teraz, nie tylko w mojej glowie ale przede wszytskim w zyciu.

wtorek, 5 kwietnia 2011

DZIEN 25

Dziś kolejny pochmurny dzień.. Duzo zaległosci, a ja siedzę i nie moge oderwac się od seriali i przegladania stron internetowych. Najchetniej poszłabym spać. Na szczescie z jedzeniem dalej radze sobie niezle. Mam duzo motywacji i energii do działania, a to najwazniejsze :)

Przed uczelnią: kawa (w takie szare dni, to jedyny sposob na poprawienie mi humoru z samego rana ;))
Sniadanie: ćwiartka chleba razowego, serek biały, połowa jajka na twardo, sałata, świeza cebulka, herbata.
Obiad: kawalek fileta z ryby, sórówka, zioła, herbata

***

Przed chwilą wórcilam ze sklepu. Stety-niestety odkryłam wieeeelką promocję jogurtow owocowych. Cena bylam taka, ze az żal nie wziąc! Oczywiscie po zbadaniu daty i zawartosci, skusiłam sie na waniliowy oraz z owocow lesnych, ktore zawierały jak najmniej tłuszczu. Węglowodanow wszytskie miały prawie tyle samo (niestety nie mało, ale jakoś to przezyje). Ciesze się , ze rozsadek wygrał i a ) wziełam 2 a nie 10 naraz, b) nie tknełam (moich ulubionych...) kakaowych z kawalkami bialej czekolady... Poki co stoja bezpiecznie w lodówce, niewiem ile tam wytrzymają, ale zamierzam jesc je raz dziennie z przerwą 1-2 dni.

***

Dodatkowo udało mi sie zaliczyc jeszcze 2 spacery + mała rozgrzewke w parku :) Teraz wrociłam padnieta. Mysle ze przedemną szklanka mleka i głeboki sen :)

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

DZIEN 24

Poczatek tygodnia- po raz kolejny,,, Czas tak szybko leci, szkoda, ze z wagą nie jest podobnie ;) Zostało mi półtora miesiąca do wyjazdu do rodziny oraz 2,5 miesiąca do wyjścia na plaze w stroju kąpielowym.. Póki co moje plany czestszego wychodzenia na zewnątrz legły w gruzach z powodu deszczu.. Oczywiscie cwicze codziennie 30 min w domu, ale chiałabym spalac wiecej kalorii. Szczegolnie ,ze nie mam obecnie pewnej diety. Poporstu jem kiedy chce pod warunkiem, ze zdrowo + stram sie powoli rzucać złe nawyki. Ciesze się, bo zdałam sobie sprawe , ze to wybor i inwestycja na całe zycie a nie jak do tej pory na pare miesiecy po ktorych miałam byc piekna, szczupła i szczesliwa. Jednak wiadomo jak to się zawsze kończyło.. Słodycze to wciaz moj wrog nr jeden, nie zamierzam nic sama kupować bo wiem, ze wsunełabym to w 5 sekund, ale z drugiej strony jestem swiadoma, ze gdybym poszła w odwiedziny odrazu rzuciłabym sie na ciasta. Ale spokojnie, małymi kroczkami.. mam nadzieje,ze za rok zdrowsza i szczuplejsza, będe sie smiała z tych wpisów i obecnych 'problemow'. A wracajac do jedzenia, to dziś:

* przed pracą: kawa, jabłko
* sniadanie: kawa, serek biały, warzywa, zioła, pół kromki chleba razowego (to mój pierwszy chleb od niecałego miesiąca. Miałam juz dosc zakalcowatych dukanowskich bułeczek,no i nie wyrabiałam się juz z kupowaniem jajek wiec zaryzykowałam. Jestem w miejscu gdzie naprawde ciezko zdobyc prawdziwy, zdrowy, ciemny chleb. Teraz doceniam te wsyztskie pyszne polskie wypieki.. Niestety piekarnia tu daleko, a obok mam supermarket gdzie najbogatszy w dobre skladniki odzywcze, ciemny razowy jest oczywiscie jedyny i najdrozszy. Ale co tam! Inwestuje w siebie. No i co najwazniejsze po polowce kromki czułam się pełna)
*obiad: szpinak z kawałekiem fileta z ryby, surówka, łyzka jogurtu naturalnego, plasterek mozzarelli, zioła, herbata.
*deser: jabłko

DZIEN 23

Uhhh mam nadzieje ze wczorajsze, całonocne nieschodzenie z parkietu da jakies efekty ;)
Wytanczylam sie chyba za wczystkie czasy! W koncu przez prace i zajecia malo gdzie ostatnio wychodziłam. O dziwo dziś rano (...12.oo) nie było zle. Dalej miałam energie i ochote na ruch wiec zmienienie nawykow zywieniowych chyba cos jednak pomaga. Wykorzystalam tez brak apetytu i przez cały dzien zjadłam tylko : jajecznice z warzywami i kawą oraz 2 lub 3 jabłka. Odkryłam ze im wiecej jem owocow tym mam mniejsza ochote na słodkie. Jesli to ma pomoc to wole jesc kilo jablek niz kilo czekolady ;) Wg zapiskow doszlam tez do wniosku, ze odkad jestem na diecie (niestety) rzucam sie na cos slodkiego 2 x w tygodniu. To i tak lepiej niz dotychczas (codziennie), ale malymi kroczkami chce porzucic ten nawyk. Mysle ze w nadchodzacym tyg. pozwole sobie na 1 deser w tygodniu, tak by z czasem kompletnie ale za to skutecznie wyeliminowac slodycze. Podobno po 20 dniach bez cukru jest o wiele lepiej. Ale jak z moimi napadami wytrzymac 20 dni..

sobota, 2 kwietnia 2011

DZIEN 22

Poczatek dnia naprawde dobry-wszystko szło po mojej mysli, praca, pranie, sprzatanie, zakupy a co najwazniejsze zdrowe sniadanie i obiad. Potem niestety było gorzej- przy nauce zacelam sie nudzic, wiec zaczełam szukac czegos slodkiego (o zgrozo, ZNOWU!) . Po wczorajszym nie tknełam zadnej mieszanki ale musialam zrobic sobie omlet z jablkiem i slodzikiem, popijajac go ogromnym kubkiem kakao. Mimo moich zachcianek w osttanim czasie, duzo cwicze. Tak jak zamierzalam codziennie robie serie cwiczen na kregosłup i uda. Pozatym w tygodniu staram sie biegac pare razy. Dzis dla odmiany ide potanczyc ;)

DZIEN 21

Znowu atak słodyczy- radziłam sobie jak mogłabym byle by nie sięgnac po nic 'zakazanego'. Oczywiscie skutki byly takie ze od mieszanki- mleko w proszku, zoltko,mleko, kakao i słodzik- bolal mnie brzuch i bylo mi nie dobrze. Powtarzalam sobie "nigdy wiecej", ale niestety wiem co bedzie przy nastepnej słabosci.. Oprocz tego warzywa + jajka + serki + mieso + owoce i tak w kółko... Wieczorem poszłam pobiegac ale to zaowocowało tylko ponownym uczuciem mdłosci po dukanowej 'nutelli...